sobota, 24 grudnia 2016

7

Kiedy pierwsza gwiazdka zaświeci. 

Około godziny dwudziestej docieramy do Wałbrzycha. Cieszę się,że znowu tu jestem, nadal jest mi głupio bo nie chciałam sprawiać kłopotu rodzicom Bartka, lecz nie miałam innego wyjścia.
-Stresuje się-mówię kiedy zbliżamy się do domu rodziców siatkarza.
-Nie masz powodów, przecież znasz moich rodziców. Nie zmienili się, nadal Cię uwielbiają, a poza tym nie jesteś moją dziewczyną, więc nie musisz się bać.
-Czy ja o czymś nie wiem?-pytam spoglądając na Bartosza
-No jest ktoś, ma na imię Laura i pracuje we Włoszech.Na razie to nic poważnego.
-Świetnie,mam nadzieję,że Ci się ułoży.-mówię uśmiechając się szeroko.
-Co to za uśmiech? Chyba masz mi coś do powiedzenia.
-Adrian, nic pewnego, kolejny kibic Skry, poznał mnie na meczu.
-Mam nadzieję,że mnie polubi- uśmiecha się jak wariat, odwzajemniam uśmiech i odpinam pas, ponieważ parkujemy na podjeździe domu Kurka. -Zaraz zacznie się procesja powitalna- wybucham śmiechem i wychodzę z samochodu, nawet nie zdążyliśmy dobrze wyciągnąć walizek, a już przy nas pojawiła się pani Kurek.
-Boże synku ile ja Cię nie widziałam.-przytula i całuje Bartka chyba za wszystkie czasy.
-Cześć mamo, już nie przesadzaj, dzwonię często.- mówi uśmiechając się słodko.
-Witaj Kornelio, jak dobrze Cię znowu widzieć. Wyrosłaś-mówi przytulając mnie.
-Dzień dobry, panią również miło wiedzieć. Niestety nie jestem już słodziutkim dzieckiem.
-Bardzo się cieszymy,że przyjechałaś do nas na święta.
-Nie chciałam robić kłopotu.
-Nie robisz kochana, to sama przyjemność im nas więcej tym lepiej.Tata z Kubą wrócą za jakąś godzinę bo na ostatnią chwilę pojechali robić zakupy na kolację.-mówi zwracając się do siatkarza.

Po rozpakowaniu walizek, w końcu możemy na spokojnie usiąść w salonie i wypić ciepłą herbatę.W końcu mogłam dowiedzieć się dokładnie jak  Kurek radzi sobie we Włoszech, ponieważ jego mama nie chciała mu odpuścić.
-Korneli, a ty gdzie pracujesz?-pyta gospodyni domu.
-Obecnie jestem managerem do spraw marketingu w Skrze.Na razie pracuje mi się tam doskonale.
-Ja Ci się wcale nie dziwię, Bartuś też bardzo sobie cenił grę w Skrze.Synu może byś w końcu wrócił do Polski-wybucham śmiechem, kiedy widzę wzrok Kurka.
-Mamo jeszcze nie skończyłem sezonu we Włoszech. Zobaczymy jak to będzie, nie męcz żebym wracał do Polski, dobrze wiesz,że i tak w trakcie sezonu mam mało wolnego, więc i tak bym często nie przyjeżdżał.- spoglądam na mamę siatkarza i już wiem,że będzie śmiesznie.
-Synu, ale ja mogę się przeprowadzić do Ciebie i bym Ci gotowała i sprzątała- widząc minę Kurasia śmieje się jak oszalała, a ze mną jego mama. Naszą miłą rozmowę przerywa krzyk.
-Bartek przyjechał -po chwili do salonu wpada młodszy z braci Kurków i wskakuje na brata. Muszą być ze sobą bardzo zżyci, ponieważ obydwoje są bardzo zadowoleni z tego spotkania, w między czasie witam się z tatą siatkarza, a na koniec poznaję Kubę, który jest przesympatyczny. Siedzimy razem do późnej nocy, wracamy z Bartkiem do pokoju około pierwszej w nocy.
-Fajnego masz brata-mówię, kiedy leżymy już w łóżku.
-Wiem. Oczywiście całą swoją fajność zawdzięcza swojemu starszemu bratu- stwierdza pewnie.
-O nie wiedziałam,że masz dwóch braci-Kurek daje mi kuksańca w bok, a ja chichram się pod nosem,żeby nikogo nie obudzić.

Budzę się około ósmej rano i cicho wyskakuje spod kołdry, od razu kierując się do łazienki. Po około dwudziestu minutach jestem gotowa do życia. Schodzę do kuchni, w które każdy już coś robi.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-pytam na wstępie, ponieważ zauważyłam,że pani Iwona już coś gotuje na kolację wigilijną.
-Nie musisz nic robić, najpierw śniadanie, a potem to wy gdzieś z Bartkiem jedziecie. Damy sobie radę.-mówi podając mi naleśniki z dżemem. Czy ja tu mogę zostać na zawsze?- Ty jedz,a ja idę obudzić Kubę i Bartka.- kiedy kończę śniadanie do kuchni wpadają bracia.
-Cześć -mówią jednocześnie, a później przystępują do szybkiego zajadania.
-Czy wam się gdzieś śpieszy?-pytam spoglądając na nich podejrzliwie.
-Tak jedziemy na lodowisko i po choinkę, a ty z nami-mówi młodszy z braci. Chyba się skuszę, kocham lodowisko.
-Lecę się ubrać-mówię i biegnę do pokoju. Wkładam ciepły sweter i zmieniam dresy na jakieś normalne spodnie.

Pół godziny później szalejemy już na lodowisku. Spędzamy tam naprawdę miło czas, cała nasza trójka bawi się doskonale. Bartek pomimo tego,że jest poza boiskiem i z dala od siatkówki robi sobie kilka zdjęć z kibicami, którzy akurat byli na lodowisku.Ciesze się,że nie dopytywali o mnie, gazety dały sobie na razie spokój na temat mojego rzekomego romansu z siatkarzem. Po wspólnej zabawie idziemy po choinkę i wybieramy najpiękniejszą i największą jaka jest.
Do domu wracamy około dwunastej, zostawiamy Kubę w domu, a sami z Bartoszem zmierzamy do galerii.
-Najpierw sklep z zabawkami, potem sportowy, później szukamy prezentu dla rodziców, a na koniec się rozchodzimy bo muszę jeszcze coś Ci kupić.
-A ja Tobie-mówię i przybijamy sobie piątkę.
Po pół godzinnym szukaniu prezentu dla Kuby, Bartek jest wrakiem człowieka.
-Nie ma pojęcia co mu kupić, może dam mu kasę?-spoglądam na niego z politowaniem.
-Widzisz ten ogromny samochód sterowany-pokazuje palcem na wielkie pudło- ale to nie zminia faktu,że z kasy również byłby zadowolony.
-Bierzemy, kupie mu jeszcze piłkę do siatkówki i dorzucę kasę, Jestem geniuszem.-nie chciałam już mówić,że to przecież ja znalazłam ten samochód.
W sklepie sportowym Bartosz kupił piłkę dla Kuby i kolejne buty dla siebie. On ma więcej par butów niż ja, skandal. Ode mnie Kuba dostanie ogromy pistolet i kasę, pani Iwonie kupiłam perfumy, a pana Adama obdaruję dobrym trunkiem.
-Dobra o 15 przy wyjściu- mówię do siatkarza i rozchodzimy się w dwie różne strony. Kupuję mu książkę pt. Jak przetrwać lot samolotem, kubek termiczny z napisem: Najlepszy siatkarz na świecie. Nie mam pojęcia jak znalazłam takie cudo, a na koniec kupuje Bartkowi elegancki zegarek, ponieważ ostatnio wspominał,że nie ma eleganckich zegarków.
Równo o piętnastej spotykamy się przy wyjściu, teraz się cieszę,że zapakowałam wszystko w papier i siatkarz nie ma szans podejrzeć co jest w środku. On również niesie duże pudełko owinięte w papier, aż mnie korci żeby tam zajrzeć.
-Zobaczysz dopiero po kolacji-mówi, kiedy spoglądam na niego błagalnym wzrokiem.
-Ty również.-mówię pewnie i wsiadam do samochodu.

Około godziny siedemnastej jestem gotowa na kolację wigilijną. Postawiłam na klasykę i założyłam czarną, przylegającą do ciała sukienkę z białym kołnierzykiem. Bartosz prezentował się również nienagannie do czarnych spodni dopasował białą koszule. Przez głowę przemknęła mi myśl,że jest strasznie przystojny, ale jak szybko przyszła tak szybko poszła. Zeszliśmy razem do salonu, gdzie czekali już na nas rodzice Kurka i brat. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane.
Od razu zaczęliśmy składać sobie życzenia i dzielić się opłatkiem. Kiedy rodzice siatkarza składali mi życzenia czułam się jak w domu, jakby uważali mnie za swoją córkę. Potem złożyłam sobie życzenia z młodym, a na koniec przyszedł czas na Bartka.
-Życzę Ci przede wszystkim wielu sukcesów na boisku, żebyś wywalczył jeszcze nie jeden medal, abyś szedł do przodu i nie patrzył na to co było kiedyś bo to już nie jest ważne. Życzę Ci również szczęścia, radość, uśmiechu, miłości, przyjaciół takich jak ja-siatkarz śmieje się cicho, a ja razem z nim- i czego sobie tylko życzysz, no i oczywiście braku kontuzji bo ja Cię całe  życie niańczyć nie będę.
-Ja Tobie życzę więcej wiary w siebie bo tego Ci brakuje, dużo radości, abyś każdego dnia wstawała z uśmiechem, żeby praca sprawiała Ci radość i dużo, dużo miłości. Wesołych Świąt-mówi i składa pocałunek na moich policzku.
-Wesołych Świąt- mówię i dzielimy się opłatkiem.
Po życzeniach zasiadamy do kolacji wigilijnej, całą świąteczną atmosferę dopełniają słowa kolęd,których dźwięk towarzyszy nam podczas wieczerzy. Godzinę później najmłodszy z rodziny zaczyna rozdawać prezenty, oczywiście dla Kuby jest ich najwięcej. Młodszy z braci był w siódmym niebie widząc każdy z prezentów.
Postanowiłam na początek odpakować prezent od państwa Kurków i Kuby. W pudełeczku znajdował się zestaw srebrnej biżuterii z świątecznymi zawieszkami, co było naprawdę uroczę.
-Dziękuję bardzo, śliczne są te zawieszki- zwracam się do rodziców i młodszego z braci.
-Cieszymy się,że Ci się podobają.
Potem nadszedł czas na prezent od Bartka. Powoli zerwałam papier z pudełka, a później delikatnie zdjęłam wieczko,a moim oczom ukazały się prześliczne, zamszowe czarne szpilki,a obok leżały moje ulubione perfumy.
-Bartuś skąd wiedziałeś o tych szpilkach?
-W sklepie spojrzałaś na nie z taką miłością w oczach,że musiałem Ci je kupić, a poza tym narzekałaś,że masz mało butów.-przytulam go i dziękuję mu za te piękne prezenty, reakcja Bartosza na prezent ode mnie jest podobna, widzę,że naprawdę trafiłam w jego gust.
Wszyscy wybuchamy śmiechem kiedy siatkarz pokazuje książkę, którą ode mnie dostał, oczywiście każdy zgodnie stwierdził,że z książką trafiłam idealnie.
Resztę wieczoru spędzamy we wspólnym gronie słuchając kolęd, a później oglądając klasykę wszech czasów, czyli Kevina samego w domu.

..................................................................................................................................
Kochane życzę Wam spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia,aby te dni były dla Was wyjątkowe i niezapomniane.
Wesołych Świąt ;)

wtorek, 20 grudnia 2016

6



Nawet nie wiesz jak ja za Tobą tęskniłem.


30 wrzesień 2014

Dokładnie dziewięć dni temu Polska zdobyła Mistrzostwo Świata w Piłce Siatkowej. Jestem bardzo szczęśliwa,że mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu. Bartosz namówił mnie na wyjazd na mecz do Spodka, dziś nie żałuje. Było warto uronić te kilkanaście łez żeby zobaczyć radość tylu tysięcy ludzi, a przede wszystkim zobaczyć radość chłopaków, a w tym Kurka. Był bardzo szczęśliwy, był z przyjaciółmi z kadry, poza boiskiem, ale to nie miało wtedy znaczenia.

Teraz jest tu ze mną,na warszawskim lotnisku i czeka na samolot do Włoch. Żadne z nas nie chce nic powiedzieć, każda rozłąka boli, a ta boli szczególnie mocno.
-Powinieneś już iść.-mówię ze łzami w oczach spoglądając na siatkarza, który patrzy w kierunku odprawy.
-Wiem, ale nie potrafię. Obiecaj,że nasz kontakt się nie urwie.
-Obiecuję. Będziemy dzwonić do siebie. Koniecznie zadzwoń jak wylądujemy. Pokaż im,że jesteś najlepszy, pokaż że brak powołania to był błąd. Będę trzymać kciuki.-przytulam mocno Bartka, który robi dokładnie to samo.
-Będę pisał, dzwonił jak najczęściej.Masz nie płakać, zobaczymy się za niecałe trzy miesiące.-ostatni raz przytulamy się mocno i rozchodzimy się w dwie różne strony.
Kiedy mam pewność,że Kurek już mnie nie widzi, kończę udawać pewną siebie i silną, a z moich oczu płyną łzy. Łzy tęsknoty i smutku.

Następny dzień:
Budzę się z uśmiechem na ustach, wiem że Bartosz bez problemu dotarł do Włoch i już dziś zaczyna pierwsze treningi. Ubieram się w czarne spodnie, białą bluzkę i elegancką czarną marynarkę. Na nogi wsuwam wysokie czarne szpilki i wychodzę do mojego samochodu. Przemierzam dobrze znaną mi trasę i już po kilku minutach parkuję pod dobrze mi znaną halą. Biorę głęboki wdech i wysiadam z pojazdu, od razu kieruję się do gabinetu prezesa.
Pukam cicho w drzwi i wychodzę do środka.
-Witam pani Kornelio. Dobrze,że już pani jest, ponieważ chłopcy mają teraz trening i  mogę Panią od razu przedstawić. Zapraszam za mną,-mówi uprzednio przepuszczając mnie w drzwiach.- Niech się Pani nie przejmuje to normalni ludzie.
-Mam nadzieję,że tak- uśmiecham się nie śmiało na samą wieść o tym,że Michała i Mariusza już znam
Kiedy wchodzimy na salę prezes prosi o chwilę ciszy i uwagi. Cała grupa posłusznie wykonuje polecenie i zbiera się w rzędzie.
-Poznajecie Kornelię, będzie ona nową Panią manager do spraw marketingu. Przyjmijcie ją ciepło, z tego co Wiem to dwóch z Was już poznało Kornelię, więc prosiłbym aby oprowadzić Kornelię po hali i po biurze.Ja zostawiam Was samych, niech Pani do mnie później zajrzy.-mówi odchodząc, na zgodę kiwam twierdząco głową.
-Hej. Co ty tu robisz?-podchodzi do mnie Mariusz- Bartek nic nie mówił,że będziesz pracować w Skrze. -uśmiecham się
-Bartek nic nie wiedział o moich planach, jak zwolniłam się z pracy powiedziałam,że nie mam nic jeszcze na oku, powiem mu pewnie dziś albo jutro, więc będzie zdziwiony,
-No właśnie jak mu minęła podróż samolotem?-pyta uśmiechając się znacząco.
-Powiem Ci,że nawet nie panikował tak bardzo, oczywiście było kilkanaście analiz a co jeśli braknie paliwa, jeśli samolot przełamie się na pół i tym podobne. Sam wiesz jak to jest z Kurkiem i samolotami.
-Oj kochana Wiem i to zbyt dobrze. Każdy wylot to była mordęga.-wybuchamy śmiechem.-Chodź zapoznam Cię z chłopakami i trenerem, a potem oprowadzę Cię po całej hali i biurach.

Po piętnastej wracam do domu. Byłam na treningu u chłopaków potem poszłam do prezesa, a jeszcze później ogarniałam swoje nowe biuro. Cały dzień był dość wyczerpujący pomimo faktu,że jeszcze nie zaczęłam pracy na dobre. Od jutra zasiadam za biurkiem i zaczynam swoją pracę. Na początku będzie mi pomagać osoba z klubu, a później muszę sobie radzić sama. Mam nadzieję,że podołam wszystkim wymaganiom i powierzonym mi celom. Siadam na sofie i wybieram numer Bartosza.
-Cześć, możesz rozmawiać?-pytam na wstępie.
-Hej -mówi radośnie - mogę właśnie wracam z treningu, opowiadaj co u Ciebie?
-Za wiele się nie zmieniło od wczoraj, poza tym,że mam nową pracę.
-To świetnie, a gdzie.-pyta
-No i tu właśnie będzie dla Ciebie szok. Pracuje jako manager do spraw marketingu w Skrze Bełchatów.-słyszę długą ciszę po drugiej stronie, już mam coś powiedzieć, kiedy słyszę głos Kurka.
-To świetnie. Gratuluję. Na pewno będzie Ci się tam dobrze pracowało-mówi radośnie, chyba cieszy się moim szczęściem.
-Mam nadzieję, byłam dziś pierwszy raz i wszyscy przyjęli mnie pozytywnie i pytali jak minął Ci wczorajszy lot-mówię i wybucham śmiechem.
-O matko, czy oni nie mogli zapytać o coś wartościowego-mówi i wybucha śmiechem
-Koniec o mnie, opowiadaj co u Ciebie jak treningi- rozmawiam z Bartkiem około godziny. Na szczęście u niego wszystko w porządku, treningi na razie nie są bardzo ciężkie i będzie miał sporo czasu wolnego, stwierdził,że poświęci ten czas na dokształcanie języka włoskiego bo jak sam mówi nie idzie mu najlepiej.

22 grudnia 2014
Przez ostatnie trzy miesiące bardzo zżyłam się z zawodnikami i sztabem Skry. Czuje się z nimi jak z rodziną, mogę do nich przyjść z każdym problemem. W końcu praca jest dla mnie przyjemnością, a nie dręczącym mnie obowiązkiem.  Od 20 grudnia mam wolne, ponieważ właśnie wtedy odbył się ostatni mecz przed świętami i prezes stwierdził,że nie widzi sensu przychodzić do pracy skoro i tak nie ma nic do roboty. Niestety to się tyczyło tylko pracowników biura, zawodnicy i taki mieli treningi. Dziś o osiemnastej mamy się spotkać w jednej z bełchatowskich restauracji aby wspólnie podzielić się opłatkiem. Powiem szczerze,że bardzo lubię takie uroczystości, scalają one pracowników, a w tym przypadku cały zespół Skry.
Przemierzam kolejne sklepy w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki na spotkanie, kiedy słyszę dźwięk mojego telefonu.
-Cześć, już jutro przylatuje-mówi radośnie głos po drugiej stronie.
-Wiem, pamiętam i nie mogę się doczekać. W sumie to odkąd wyjechałeś nie mogę się doczekać Twojego powrotu.- radość jaka gości we mnie od kilku dni jest nie do opisania. W końcu zobaczę się z Bartkiem.
-Ale nam się romantycznie zrobiło-nie muszę go widzieć,żeby wiedzieć,że teraz głupio się uśmiecha.
-Bartuś, a chcesz jutro iść na nogach z tego lotniska?-pytam retorycznie-sądzę,że wolałbyś żebym przyjechała, więc nie denerwuj mnie.
Gadamy przez około godzinę, podczas rozmowy Bartek przydał się do czegoś ponieważ doradził mi jaką kupić sukienkę. Około godziny 14 wracam do mieszkania obładowana siatami,ponieważ jak na kobietę przystało do nowej sukienki należy dokupić buty, torebkę, biżuterię.
Około 17:30 jestem gotowa do wyjścia. Czarna rozkloszowana sukienka idealnie pasuje do lekko podkręconych włosów. Piętnaście minut później wysiadam z taksówki i kieruje się do restauracji.
Wewnątrz panuje przytulna atmosfera,a z sali już dobiegają mnie śmiechy przybyłych już zawodników.
Na początku składamy sobie życzenia, a później przystępujemy do jedzenia potraw wigilijnych, które smakują wybornie. Po kolacji śpiewamy razem kolędy, przy czym jest dużo śmiechu, ponieważ nikt z nas nie ma zbyt dużego talentu wokalnego.

Około dwudziestej drugiej wracam do domu zmęczona, ale szczęśliwa. To była moja pierwsza wigilia firmowa, podczas której czułam się jak w domu, kiedy jeszcze obchodziłam ten dzień.
Odkąd rodzice zginęli moja Wigilia nie wygląda tak jak wcześniej. Nie ma przygotowań, nie ma pieczenia ciast czy też gotowania wszystkiego od rana. Nie obchodzę Wigilii, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie mam z kim jej obchodzić. W ogóle święta u mnie w domu są mało świąteczne. Ubieram tylko choinkę, a reszta to jest dzień jak co dzień. Przez tyle lat przyzwyczaiłam się do nowej rzeczywistości.
Biorę szybką kąpiel i kładę się do łóżka, ponieważ jutro czeka mnie bardzo ciężki dzień.

Budzę się o ósmej rano, za oknem sypie gęsty śnieg i pogoda wydaje się być wprost fatalna na podróż samochodem, niestety nie mam innego wyjścia jak wstać z łóżka ogarnąć się i jechać ponad półtorej godziny na lotnisko po przyjaciela.

Przed dwunastą jestem na lotnisku w Warszawie, na którym aż roi się od ludzi przyjeżdżających do domu na święta. Co rusz spoglądam na tablicę przylotów, czy aby przypadkiem samolot z siatkarzem na pokładzie już nie wylądował.Takową informację zauważam dopiero po dwunastej. Serce wali mi z radości jak oszalałe.Chodzę w tą i z powrotem szczerząc się do wszystkich jak głupia. Mijają minuty,aż w końcu drzwi zaczynają się otwierać. Ludzie wychodzą i wychodzą, aż w końcu pojawia się mój kochany wielkolud. Na początku nie zauważa mnie i nerwowo rozgląda się na boki, w końcu nie wytrzymuję i biegnę w jego kierunku. Chwilę później tonę w jego ramionach i tracę grunt pod nogami, kiedy ten idiota unosi mnie nad ziemią.
-Jejciu tak strasznie za  Tobą tęskniłam-piszczę radośnie, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy, Kurek przytula mnie jeszcze bardziej.
-Nawet nie wiesz jak ja za Tobą tęskniłem. Dobrze mieć Cię znów przy sobie.-odrywamy się od siebie dopiero po kilku minutach. Uśmiecham się szeroko kiedy Bartosz obejmuje mnie ramieniem i razem wychodzimy na zewnątrz.
-Tęskniłem nie tylko za Tobą czy rodziną, tęskniłem za zimną. Taką mroźną.-spoglądam na niego jak na idiotę-no co uwielbiam zimę,a we Włoszech takiej nie ma. -śmieję się krótko i wsiadam do samochodu na miejsce pasażera.Siatkarz odpala nasz środek transportu i ruszamy w stronę Bełchatowa.
-Dziś wieczorem wyjeżdżamy do moich rodziców.-odwracam wzrok od krajobrazu za oknem i spoglądam na Bartosza.
-MY?- pytam
-No my,a kto. Przecież nie będziesz siedzieć sama w święta.
-Bartek ja jestem przyzwyczajona do samotności w święta,a poza tym nie będę sprawiać Twoim rodzicom problemów. To ma być rodzinny czas, więc spędź go z rodziną.
-Kornelia ty jesteś moją rodziną. Poza tym moi rodzice już wiedzą i bardzo się cieszą. Nie wyobrażam sobie spędzać tych świąt z dala od Ciebie.-zaczyna mi brakować argumentów.
-Nie powinnam.
-Powinnaś i jedziesz ze mną, a Lucky z nami.-uśmiecham się delikatnie pod nosem.

Resztę podróży spędzamy na rozmowie na temat gry Bartka we Włoszech i mojej nowej pracy. W końcu po długiej podróży docieramy do Bełchatowa.
-Bartek wiem,że jesteś zmęczony, ale możesz podjechać do galerii bo muszę kupić jakieś prezenty Twoim rodzicom i bratu.
-Spokojnie też dla nich nic nie mam. Pojedziemy na spokojnie jutro do galerii.
-Ok - odpowiadam krótko.- jedziemy do mnie czy do Ciebie?-pytam
-No jak myślisz. Do Ciebie spakujesz się i i pojedziemy na jakiś obiad, potem do mnie,ja się spakuje,a później do Wałbrzycha.
Zaraz po wyjściu z samochodu, przytulam się do Bartka i całuje go w policzek.
-Dziękuje-mówię cicho.
-Za co?
-Za święta -mówię i szeroko się uśmiecham.
-Nie masz za co.

...............................................................................................................
Cześć, oddaje w wasze ręce nowy rozdział. Czekam z niecierpliwością na wasze komentarze na temat tego rozdziału.
Na życzenia świąteczne przyjdzie czas w piątek albo w sobotę rano  ponieważ właśnie wtedy pojawi się nowy rozdział.
Pozdrawiam

poniedziałek, 12 grudnia 2016

5


Rozmiar nie ma znaczenia


Czuję jak moje kanaliki węchowe pobudza do życia zapach świeżo zaparzonej kawy. Przecieram zaspane oczy i widzę kubek z kawą i karteczkę z krótką informacją ,,Jestem na zakupach bo nie ma nic do jedzenia. Wracam nie długo. Bartek :)"
Ach ten Bartuś, zawsze można na niego liczyć. Siadam wygodnie na łóżku i biorę łyk kawy, taka jak kocham. Mocna z trzema łyżeczkami cukru, tego było mi trzeba z rana. Spoglądam na zegarek, wskazuje on godzinę ósmą piętnaście. Przecieram jeszcze raz zaspane oczy i z wielkim trudem opuszczam cieplutkie łózko. Podchodzę do okna, odsłaniam roletę i mam ochotę wrócić z powrotem do łóżka i przeczekać dzisiejszy dzień. Za oknem leje niemiłosiernie i wieje silny wiatr. Idę do łazienki i biorę ciepły prysznic, susze włosy i ubieram czyste ubrania. Wychodzę z pomieszczenia i od razu biegnę do kuchni, ponieważ słyszę,że Kurek jest już w mieszkaniu.
-Matko kochana, jak ty wyglądasz. Bartoszu czy ty myślisz? Cały jesteś przemoknięty, chcesz być chory-pytam retorycznie, spoglądając na niego zabójczym wzrokiem.
-Nic mi nie będzie.
-Biegnij się przebrać, a ja zrobię śniadanie. Bez dyskusji.- oznajmiam stanowczo.

Po śniadaniu wyruszamy w drogę do Wrocławia, Bartek śpi na miejscu pasażera, a ja dzielnie pokonuje odcinek miedzy Bełchatowem, a stolicą Dolnego Śląska. Budzę siatkarza kiedy jesteśmy już pod hotelem.
-Bartek wstawaj jesteśmy już-mówię potrząsając jego ramieniem.
-Tak dobrze mi się spało. -oznajmia zaspany.
-Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Łap się za walizki i idziemy.-spoglądam na niego i widzę,że uśmiech znów zniknął z jego buzi- będzie dobrze Bartuś. Zobaczysz chłopaki przyjmą cię z otwartymi rękami.- mówię pewnie i opuszczam samochód, po chwili siatkarz robi to samo.
Chwilę później stoimy przy recepcji i oczekujemy na odbiór klucza, Kurek ma wspaniałych przyjaciół wszystko załatwili. Podpisując jakieś dokumenty w recepcji słyszę donośny krzyk.
-Kuuuraś- obracam się i widzę jak Michał Kubiak wskakuje na Bartka. Matko kochana do jakiego ja zoo trafiłam. Zdążyłam podpisać wszystkie dokumenty, a Ci się nadal od siebie nie odkleili. Taka przyjaźń.
-A my to się jeszcze nie znamy-mówi Kubiak zwracając się do mnie- Michał jestem, ale możesz do mnie mówić Dzik, Misiek i tym podobne.-śmieję się krótko i podaję dłoń Michałowi.
-Cześć, Kornelia-przedstawiam się.
-W ogóle Bartuś nie wspominał nam,że ma dziewczynę-mówi i obejmuje mnie ramieniem.Śmieje się, kiedy spoglądam na siatkarza, który pozostał sam.
-My nie jesteśmy parą tylko i wyłącznie przyjaciółmi.-nie daje mi skończyć.
-Czekaj, czekaj. Kornelia to ty jesteś tą Kornelią, tą najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa- spoglądam na Kubiaka i kiwam twierdząco głową- Witaj w naszej pojebanej rodzince.-oznajmia szeroko się uśmiechając, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko odwzajemnić uśmiech.
-To my idziemy się rozpakować. O której jest obiad?-Bartek zwraca się do Michała.
-Ok, bądźcie o trzynastej. Nie będę nic mówić chłopakom że już jesteście, będą mieć niespodziankę. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo Cię nam brakuje i nie mówię tu tylko o boisku- niby taki mężczyzna, a jednak widzę jak po tych słowach Bartkowi świecą się oczy, jednak nie komentuje tego tylko delikatnie się uśmiecham.

Otwieramy drzwi do pokoju i od razu rzucamy się na łóżko, które jest ogromne i takie miękkie, że od razu chce się iść spać.
-Znowu będę musiała się z Tobą dzielić połową łóżka, wielkoludzie.
-Oj przepraszam bardzo. Zaledwie dwa metry i pięć centymetrów. -oburza się.
-No tak zaledwie trzydzieści pięć centymetrów różnicy. Wyglądam przy Tobie jak krasnal-oznajmiam załamana.
-To takie słodkie.-spoglądam na niego jak na kosmitę i wybuchamy śmiechem- a poza tym rozmiar nie ma znaczenia- wygrał tym tekstem.

Po rozpakowaniu walizek szykujemy się do wyjścia na stołówkę. Jestem zestresowana i to bardzo. Zawsze kiedy mam poznać nowe osoby pojawia się lekki niepokój. Pominę już fakt,że to są siatkarze i sztab szkoleniowy, niestety Bartek tego nie rozumie i tylko chodzi i się ze mnie śmieje pod nosem,że przesadzam i będzie ok. W końcu przekraczamy próg stołówki.
-Cześć- mówi głośno siatkarz. Wszyscy odwracają się w naszą stronę, a chwilę później Kurek tonie w objęciach całej kadry, a ja ze spokojem przyglądam się temu wszystkiemu z bezpiecznej odległości, towarzyszy mi Michał.
-Bardzo przeżywa,że nie może być z Wami- nie wiem dlaczego to powiedziałam. Chyba pod wpływem emocji, kiedy tak spoglądam na Bartka z szerokim uśmiechem i ze łzami w oczach rozum przestaje działać, bo taki obrazek rozczuliłby każdego.
-My też to przeżywamy, tak naprawdę nie wiemy co mamy robić bez niego. Bartek zawsze wymyślił jakąś zabawę, albo odwalił coś i potem cała kadra musiała coś po nim naprawiać. Zawsze było go pełno na zgrupowaniach, a teraz jest jakoś nudno. Pit odbija się od ścian i ciągle ogląda Igłą Szyte jak był Kurek. Powiem Ci w sekrecie,że choćbyśmy wygrali te mistrzostwa to i tak każdy będzie uważał,że trener popełnił błąd. Bo jak nie ma Kurasia w składzie to jest lipa. Tylko nie mów Bartkowi, jeszcze pomyśli,że jestem mało męski-mówi z powagą na co wybucham śmiechem, to nie było dobrym pomysłem, ponieważ zwróciłam na siebie uwagę każdego siatkarza.
-A to jest moja przyjaciółka Kornelia-oznajmia Bartosz obejmując mnie ramieniem.
-Cześć wszystkim- mówię nadzwyczaj pewnie i słodko się uśmiecham. Po obiedzie już z każdym z nich się znam i wiem mniej więcej na jakiej pozycji gra. Jednak nie było tak źle i Kurek miał rację co do chłopaków, to normalni ludzie.

Około piętnastej wszyscy razem idziemy na trening. Ja z Bartoszem zasiadamy na trybunach,  aby wspólnie podziwiać grę chłopaków.
-Dziś o dziewiętnastej mamy spotkanie integracyjne.- oznajmia siatkarz.
-O to świetnie. Baw się dobrze. Mówiłam Ci,że każdy Cię tu przyjmie z uśmiechem.
-Wiem mówiłaś, zawsze masz rację, ale na tym spotkaniu ty również masz się pojawić. Będzie super mają też przyjść dziewczyny chłopaków, więc nie będziesz się nudzić.-już chcę powiedzieć, że nigdzie nie idę, ponieważ jestem zupełnie obcą osobą,ale Bartek mi to uniemożliwia- i nie ma żadnego ale. Idziemy razem.

Spotkanie było naprawdę udane. Poznałam kolejne nowe osoby, czyli dziewczyny i żony chłopaków oraz ich dzieci. Było miło,sympatycznie, rodzinnie i przede wszystkim zabawnie. Oczywiście Kurek był w centrum zainteresowania, ponieważ każdy chciał z nim spędzić choć chwilę czasu. Wróciliśmy do pokoju około dwudziestej drugiej.
-Idę pierwsza pod prysznic-oznajmiam i wbiegam do łazienki, nim siatkarz zdąży cokolwiek powiedzieć. Wychodzę po półgodzinnej kąpieli i widzę jak Bartek przetrzepuje moją kosmetyczkę.-Czego szukasz?-pytam wślizgując się pod kołdrę.
-Tabletek na ból głowy- spoglądam na niego i faktycznie wygląda jakoś niewyraźnie.
-Nie mam. Mówiłam Ci,że będziesz chory. Oj Bartuś, Bartuś. Idź się wykąp, a ja pójdę do lekarza kadry może on coś ma.
-Dziękuje ratujesz mi życie- i znika za drzwiami łazienki. Cóż wychodzę z ciepłego łóżka i narzucam na siebie szlafrok, a później kieruje się do pokoju lekarza. Po piętnastu minutach wracam z całym zapasem tabletek i gorącą herbatką. Siatkarz leży w łóżku i wygląda jeszcze gorzej niż chwile temu. Podaje mu leki i kładę się obok niego.
-Miałaś rację, będę chory-stwierdza i głośno kicha.
-Zawsze mam rację.-mówię poważnie.

Rano wstaję półprzytomna, idę do łazienki i robię lekki makijaż, niestety nadal wyglądam równie źle jak wcześniej. Nie moja wina,że Pan Kurek w nocy mało co spał, co oznacza,że ja też mało co spałam. Wychodzę z łazienki i widzę,że Bartek już nie śpi, ale nawet nie zamierza się dźwigać z łóżka.
-O mój aniele, czy ja już umarłem?-ale żarciki to mu się trzymają pomimo choroby.
-Jeszcze nie, ale pomyśl że to Ci się tylko śni, ponieważ Twój anioł znika i wróci do Ciebie później ze śniadaniem i herbatką i powiem chłopakom,że nie idziemy na mecz.
-Ale nie, ja dojdę do siebie do meczu.- spoglądam na niego z politowaniem.
-Bartuś nie oszukujmy się.-wychodzę z pokoju i pędzę do stołówki hotelowej, w której witam się ze wszystkimi.
-Gdzie Kuraś?-pytają wszyscy.
-Jest chory, a mecz obejrzymy z hotelu bo on dziś raczej z łózka nie wstanie. Czuje się źle, a wygląda jeszcze gorzej.-oznajmiam chłopakom i szukam wzrokiem lekarza.
-Panie doktorze mógłby Pan na niego dziś zerknąć bo on naprawdę nie wygląda dobrze. Całą noc kaszlał i chyba ma gorączkę.- nie powiem,ale lekarz kadry chyba się przejął stanem Bartka, ponieważ od razu zerwał się na równe nogi, a w jego oczach można było zauważyć smutek i strach.
-Chodźmy od razu. Pójdę tylko po rzeczy do pokoju.
-Dziękuję, ja jeszcze wezmę mu coś do jedzenia i herbatę.-oznajmiam i rozchodzimy się w dwie różne strony.

Po około pięciu minutach jestem z powrotem w naszym pokoju, gdzie jest również lekarz, którego mina nie wróży dobrych wieści. Po osłuchaniu Bartka lekarz siada i zaczyna wypisywać recepty.
-Bartek załatwiłeś się nie ma co. Na razie to nie jest jakieś zapalenie płuc, ale dużo nie brakuje. Więc nawet nie ma mowy żebyś wychodził na dwór. Wypiszę Ci recepty i pójdę wykupić leki, a i przy okazji przedłużę Wam pobyt przynajmniej do końca fazy grupowej.
-Niech mi Pan da te recepty ja je pójdę wykupić. Musi się Pan zająć chłopakami przed meczem.- lekarz spogląda na mnie z wdzięcznością i podaje mi kartki.
Od razu po wyjściu lekarza idę do najbliższej apteki i wykupuję potrzebne lekarstwa. W drodze powrotnej wstępuję do sklepu i kupuję dużą czekoladę i kilka innych niezdrowych rzeczy. Dobrze wiem,że Bartek lubi jeść słodycze, a nie zawsze ma na to okazję. Jeszcze poza hotelem dzwonię do szefa i przedłużam swój urlop,nie jest zadowolony, ale załamany też nie, więc się nawet tym nie przejmuję.

Tydzień później:
Wychodzę właśnie z pracy, kiedy słyszę,że ktoś próbuje się ze mną połączyć. Zerkam na telefon i widzę,że to Bartek.
-Już się za mną stęskniłeś?-dobrze wiem,że ma mnie już dosyć. Przez cały tydzień niańczyłam go jak małe dziecko, ponieważ on nie chciał leżeć w łóżku, tylko chciał iść na mecz. W końcu wczoraj zgodziłam się na to, tylko dlatego że czuł się już lepiej. Niestety spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi nie było zbyt udane dla nas. Pomimo walki wygraliśmy tylko jednego seta.
-Oczywiście,że tak. Masz czas się dziś spotkać?-pyta
-W zasadzie tak. Właśnie przed chwilą wyszłam z pracy, więc jak chcesz to możemy gdzieś wyskoczyć na obiad.
-Ok to może do te włoskiej knajp, wiesz gdzie?
-Tak wiem. Będę za pół godziny.

Siedzimy z Bartkiem już od czterdziestu minut i prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Zdążyliśmy już zjeść obiad i nadal nic, cisza. Widzę,że coś gryzie siatkarza, nie mam pojęcia co. Wczorajszy mecz był delikatnym ciosem, ale to chyba nie to. Gdyby to była kwestia meczu na pewno powiedziałby mi od razu.
-Trzydziestego września mam się stawić we Włoszech w klubie-mówi tak nagle, zupełnie niespodziewanie. Wiedziałam,że kiedyś to nastąpi, wiedziałam,że będzie musiał wrócić, ale miałam nadzieję,że nastąpi to później.
-Na jak długo?-pytam ze smutnym spojrzeniem i bez jakiegokolwiek przekonania.
-Do świąt, prawie trzy miesiące z dala od Ciebie i rodziny. Jestem przyzwyczajony do takich długich wyjazdów, ale dopiero nie dawno Cię odnalazłem i nie chciałem Cię stracić po raz kolejny.
-Nie stracisz. Będziemy dzwonić, pisać. Damy radę, to tylko trzy miesiące. Zobaczysz szybko minie, nawet nie zauważymy kiedy wrócisz do Polski.

Po spotkaniu z Bartkiem umawiam się na spontaniczną kawę z Monią, której przedwczoraj wyjaśniłam na czym polega mój ,,związek" z Kurkiem, na szczęście nie jest obrażona, ponieważ stwierdziła,że mimo wszystko jest to w końcu Bartosz Kurek, a jemu można wszystko wybaczyć.
-Cześć-witamy się całusem w policzek.
-Cześć, podjęłam ważną decyzję w swoim życiu. Zwalniam się z pracy.-oznajmiam szybko
- Brawo w końcu podjęłaś dobrą decyzję. Ale za co teraz będziesz żyć?-pyta przyjaciółka
-Mam pewną pracę na oku, na razie nic nie mówię bo nie chcę zapeszyć. Mam nadzieję,że wszystko wypali i od października będę już pracować tam gdzie chcę i tam gdzie będę chodziła z uśmiechem na ustach, a nie z miną jakbym szła na skazanie. Jutro idę złożyć wypowiedzenie i wychodzę z tego cholernego biurowca.
-Cieszę się,ale zdradź gdzie będziesz pracować-mówi robiąc kocie oczka.
-W miejscu, które jest wyjątkowe,które kocham,choć jeszcze do niedawna nienawidziłam tego miejsca.
...............................................................................................................................................................................................................................................
Cześć, znowu jestem trochę później niż powinnam być. Niestety teraz będę pojawiać się w poniedziałki. Wszelkie zmiany pojawiły się już w zakładce Kiedy rozdział.
Liczę na Wasze opinie co myślicie o powyższym rozdziale.Czy nadal uważacie,że przyjaźń przetrwa, w końcu czeka ich rozstanie?
Buziaki :)

sobota, 3 grudnia 2016

4


Gorący romans gwiazdy siatkówki z tajemniczą nieznajomą


Następnego dnia budzę się około godziny siódmej rano. Wstaję i idę biegać do parku oczywiście z Luckym. Wychodzę z domu i spotykam się z dziwnymi spojrzeniami moich sąsiadek, staram się to zignorować i idę dalej.
W parku przebywam około pół godziny i wracam do domu, po drodze wstępuje do osiedlowego sklepu, z półek biorę kilka produktów na śniadanie i zmierzam do kasy. Pani ekspedientka, którą bardzo dobrze znam też dziwnie mi się przygląda.
-Czy ja jestem brudna?-pytam-każdy, kto mnie zna patrzy na mnie jak na kosmitkę.
-Nie, nie, ale niech pani lepiej kupi gazetę codzienną.-mówi spokojnie podając mi czasopismo. W ogóle nie rozumiem o co chodzi. Spoglądam na Panią Kasię dziwnym wzrokiem, ta rozumiejąc o co mi chodzi pokazuje palcem jeden z artykułów w gazecie.
-O kurwa-klnę na głos i dopiero potem orientuje się,że nie jestem sama- przepraszam-mówię cicho ze skruchą.
-Niech się pani nie przejmuje, powinna się pani cieszyć. Wyglądacie na bardzo szczęśliwych.-mówi spoglądając na zdjęcie moje i Bartka, jak mnie przytula.
-Tylko, że my nie jesteśmy razem-oznajmiam szybko płacąc za zakupy. Zbieram wszystko do reklamówki i wychodzę na zewnątrz. Musze pooddychać świeżym powietrzem. Jestem wściekła, napisali,że jestem kolejną z jego zdobyczy. Z tego co wiem to Bartek nie afiszował się ze swoimi dziewczynami, więc skąd taki tekst? Skąd w ogóle pomysł,że jestem jego dziewczyną, przecież on mnie tylko przytulił, rozumiem jakbyśmy się całowali.
Jakby tego wszystkiego było mało nagłówek był następujący: Gorący romans gwiazdy siatkówki z tajemniczą nieznajomą. Ręce mi opadają jak czytam takie brednie wyssane z palca. Komuś się naprawdę nudziło,że wymyślił taką historię.
Zdenerwowana i zrezygnowana zmierzam do mieszkania, tuż przed wejściem zaczepia mnie sąsiadka, która ma na oko sześćdziesiąt lat.
-Piękna z Was para, a ten Pani Bartuś to taki ładny i zdolny chłopaczek.- powstrzymuje się,żeby nie wybuchnąć śmiechem. Ten mój Bartuś, starsze Panie powinny się zając wnukami albo tym jakie buty ubiorą do kościoła, a nie cudzym życiem.
-Nie jesteśmy parą, przepraszam ale śpieszę się. Do widzenia- szybko unikam dalszych pytań i wchodzę do mieszkania.
W mieszkaniu opadam na sofę i próbuje się uspokoić. Mam nadzieję,że ten artykuł nie urazi Bartka, w końcu nie postawili go w zbyt dobrym świetle, wręcz pokazali go jako najgorszego, a on przecież taki nie jest. Spoglądam na moje mieszkanie i stwierdzam,że jeśli mam mieć dziś gościa to muszę tu ogarnąć. Mieszkanie wygląda strasznie.
Około czternastej moje mieszkanie lśni, pies grzecznie śpi na kanapie, a ja wyglądam jakby mnie czołg przejechał. Postanawiam powierzchownie ogarnąć swój wygląd i pojechać na zakupy.

Godzinę później jestem już z powrotem w mieszkaniu, w kuchni nadal panuje harmider, ponieważ moje zakupy leżą w każdej jej części. Nie zważając na bałagan zaczynam przygotowywać ciasto, postawiłam na ciasto z jagodami, czyli szybko i pysznie.Wcale nie idę na łatwiznę, ale to jedyne ciasto jakie mi wychodzi. Potem przygotowuje danie główne, czyli smażony ryż z kurczakiem i warzywami, wszystko wstawiam do piekarnika i idę się szykować.

Wskakuje szybko pod prysznic, potem robię delikatny makijaż, następnie staje przed przed moją wyrocznią, zwaną również szafą. Niby to tylko zwykłe spotkanie z przyjacielem, ale wyglądać jakoś muszę.
Po długich przemyśleniach decyduję się na czarne rurki i czerwoną koszulę w kratę. nie ma sensu się stroić, jak twierdzą media nasz gorący romans trwa już od dłuższego czasu, więc Bartek na pewno widział każdy mój strój. Śmieję się sama do siebie z absurdalności tej sytuacji,stroję się dla swojego przyjaciela, który rzekomo jest moim kochankiem.

Tuż przed osiemnastą słyszę dzwonek do drzwi, otwieram i pojawia się w nich nie kto inny jak ponad dwumetrowy Bartuś.
-Cześć-mówię i witam się z nim całusem w policzek.-Wchodź bo zaraz zlecą się moje sąsiadki i będą miały kolejne plotki do opowiadania.
-Rozumiem,że już czytałaś ten artykuł?-pyta zdejmując kurtkę.
-Tak,jesteś bardzo zły, gdybyś mnie nie spotkał nie wypisywaliby takich głupot.-spoglądam na niego niepewnie.
-To ty gadasz głupoty, nie warto się tym przejmować. Nie wiem czy wiesz czy nie, ale ja nigdy nie komentuje swojego życia prywatnego, więc mi to nie przeszkadza, chyba że Ci to bardzo przeszkadza to mogę to skomentować żeby się odczepili od Ciebie.
-Co ty daj spokój. Jest mi tylko przykro,że postawili Cię w takim świetle, jesteś taki wspaniałym zawodnikiem powinni mieć trochę szacunku. Każdy na niego zasługuje, a oni zmieszali cię z błotem.
-Daj spokój, teraz każdy tekst o mnie się sprzeda. Jak to mówią wielki nieobecny mistrzostw.-mówi niby z uśmiechem, a jednak z grymasem. Musi mu być cholernie ciężko. Podchodzę do niego i przytulam go mocno, co Kurek odwzajemnia.
-Pogadamy o tym później jeśli chcesz. Jeszcze będą żałować takiej, a nie innej decyzji.-mówię uśmiechając się delikatnie.- Tam masz salon i się rozgość, o a to Lucky.-mówię kiedy mój pies wbiega do przedpokoju i zaczyna skakać koło Bartka.
-Jaki super. Już go uwielbiam -mówi biorąc go na ręce.
-Dziwne, bardzo dziwne. Lucky zawsze szczeka na nieznajomych. Jejku Ciebie nawet psy uwielbiają, zdradź jak to robisz.-proszę i wybuchamy śmiechem.
-Wrodzony urok.- znowu wybucham śmiechem i kieruję się do kuchni. Rozkładam talerze i sztućce, a na koniec rozlewam do kieliszków wino, które przyniósł Kurek.
-Kolacja gotowa, chodź- wołam Bartka, który zaraz pojawia się w kuchni, oczywiście przy jego nodze wiernie idzie Lucky.- Zdrajca -mówię patrząc na psa.

Podczas kolacji Bartek powiedział mi że panicznie boi się latać, byłam w szoku przecież jego życie to częste wyjazdy za granicę, co oznacza częste podróże samolotem.
-Zawsze bałem się latać. Podczas każdego lotu chłopaki mieli ze mnie ubaw, oczywiście nikt inny nie panikował tylko ja. Najgorsze były loty długie. Pamiętam jak lecieliśmy na Puchar Świata do Japonii. Już tydzień przed wylotem modliłem się żeby to wszystko odwołali- nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.Kurek spogląda na mnie wzrokiem zabójcy.
-No przepraszam, ale nie mogę inaczej.-patrzę na niego przepraszającym wzrokiem i nadal chichram się pod nosem.

Około dziewiętnastej skończyliśmy jeść kolację i usiedliśmy na sofie w salonie.
-Dobrze gotujesz, było pyszne.
-Nie podlizuj się, nienawidzę gotować. Przeważnie wychodzę z pracy i jem coś na mieście, więc nie muszę się martwić obiadem. O której jest mecz?-pytam
-Jakoś po dwudziestej, a co?-pyta
-Muszę wyjść z psem. Wyjdę dosłownie na dziesięć minut.
-Pójdę z Tobą, przecież Lucky mnie uwielbia-mówi i pokazuje mi język. Wybucham śmiechem.

Chwile później jesteśmy już w drodze do parku, kilka osób spojrzało się w naszym kierunku, na szczęście nikt nie podszedł. Boje się,że za kilka dni znów opiszą Barka w jakimś szmatławcu, naprawdę nie chciałbym tego tylko i wyłącznie przez wzgląd na niego. Swoje obawy pozostawiam dla siebie.
-Bartuś powiesz mi dlaczego dziś jesteś tu, a nie rozgrzewasz się z chłopakami i nie przygotowujesz do meczu?-pytam przystając.
-Jasne, może usiądźmy-mówi wskazując na ławkę. Siadamy blisko siebie, a Lucky biega koło nas- Przeczuwałem,że nie jest dobrze. Moja forma była w porządku, ale nie była mistrzowska. Niby było ok, ale czegoś mi brakowało. Każdy trening był mordęgą, ciągle coś nie grało. Zazwyczaj były to jakieś szczegóły. Wracałem po treningu i analizowałem każdy błąd na następnym to poprawiałem, ale potem pojawiał się kolejny i tak w kółko. Byłem wściekły na siebie na trenera, utrzymywałem znikomy kontakt z chłopakami, nikt nie był temu winny poza mną. Tylko wtedy tego nie zauważałem i tak się to toczyło. Pewnego dnia trener poprosił żeby przyszedł do niego po treningu, pokłóciliśmy się. Powiedział mi,że jeśli nie wezmę się w garść to mogę zapomnieć o mistrzostwach. Starałem się jeszcze bardziej, a nadal nie wychodziło- na jego twarzy widniał ogromny smutek i rozczarowanie. Nadal ta sprawa go bolała. W końcu był wielkim sportowcem- Dwa tygodnie później zostałem wezwany  ponownie. Czułem co mi trener powiem, ale do końca wierzyłem,że będzie dobrze. Jak się domyślasz oznajmił mi,że Mistrzostwa Świata obejrzę poza boiskiem. Stało się to może dwa tygodnie temu, chyba nawet mniej.Ale nadal nie mogę się z tym pogodzić, może to była moja jedyna szansa na zdobycie Mistrzostwa Świata, może kolejnej już nie będzie- spogląda na mnie zrozpaczony. Przytulam go, wiem że tego potrzebuje.
-Zobaczysz zdobędziesz jeszcze mistrzostwo i zapewne nie jeden medal, więc nie przejmuj się tym. Wrócisz silniejszy, kibice nigdy o Tobie nie zapomną. Jesteś zbyt dobrym siatkarzem żeby ktokolwiek o Tobie zapomniał,grasz w świetnym klubie. Bartek jesteś idolem i wzorem dla tych wszystkich dzieciaków, które chcą grać w siatkówkę. Nie przejmuj się, pamiętaj,że zawsze możesz na mnie liczyć.- po raz kolejny ląduje w jego ramionach.
-Dziękuję. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy Twoje wsparcie.-uśmiecham się pod nosem słysząc jego słowa.- Chodź robi się zimno, a poza tym za chwilę mecz.-oznajmia patrząc na zegarek.
-Nie będzie Ci przykro oglądając ten mecz?-pytam
-Pewnie będzie, ale nie mogę go przegapić. Tam są moi przyjaciele. Będę się cieszył razem z nimi. -mówi pewnie. Pokazał po raz kolejny jak ważna dla niego jest przyjaźń, to cudowne,że wspiera chłopaków, pomimo że go tam nie ma.

Po meczu cieszyliśmy się razem z Bartkiem z tak zadowalającego wyniku. Nasi siatkarze nie zostawili na Australii suchej nitki.

-Wiesz muszę chyba odezwać się do chłopaków. Od wyjazdu ze Spały nie rozmawiałem z nimi. Tylko się pożegnałem i wyjechałem.- uśmiecham się do niego pewnie.
-Zrób tak jeśli uważasz,że jesteś na to gotowy.-oznajmiam
Po chwili widzę jak Kurek wybiera numer i czeka aż ktoś odbierze.
-Hej.Bartek z tej strony. Dzwonię bo chciałem Wam pogratulować. Zrobiliście świetną robotę- Bartek nie jest pewny i taki radosny, ma bardzo głośny telefon, więc doskonale słyszę co mówi do niego Dzik.
-Stary gdybyś był poszłoby szybciej. Pamiętaj, każdy z nas uważa,że powinieneś tu być. A poza tym to sam zobacz. Chłopaki Siurak dzwoni- wybucham śmiechem a Bartosz uderza się dłonią w czoło. Potem słychać już tylko krzyki każdego z chłopaków po kolei. Widzę jak mimowolny uśmiech wkrada się na usta Kurka. Koledzy z kadry też o nim nie zapomnieli i nie zapomną. Rozmowa przebiega im głownie na śmiechu.
-Słuchajcie możecie mi załatwić dwa bilety na mecz z Wenezuelą bo z chęcią bym wpadł z osobą towarzyszącą.- spogląda na mnie w wymowny sposób. Opadam bezsilnie na kanapę i kręcę bezradnie głową.
-Kuraś dla Ciebie wszystko. Załatwimy ci miejsce w hotelu i bilety. Weź przyjedź jutro, serio brakuje Cię tutaj.
-Dzięki jesteście najlepsi. Będę przed południem.Trzymajcie się. Do jutra.

Spoglądam na Bartka, a ten szczerzy się jak idiota, ale wiem,że jest szczęśliwy. Potrzebował takiej rozmowy z chłopakami, potrzebował ich wsparcia,oni chyba też. Słychać było radość w ich słowach. Sama zaczęłam się uśmiechać, cieszyłam się jego szczęściem.

-Pakuj się, jutro wyjeżdżamy z samego rana. Najlepiej będzie jeśli będziesz dziś spała u mnie, nie będę musiał rano jechać do Ciebie.-oznajmia tonem nie uznającym sprzeciwu.
-Ok, słuchaj a co ja zrobię z Luckym?-pytam
-Wspominałaś mi o jakiejś przyjaciółce Monice, może się zgodzi.- strzał w dziesiątkę. Wiem,że jest po dwudziestej drugiej, ale Monia chodzi późno spać, wiec szybko wybieram jej numer.Odbiera po jednym sygnale.
-No kochana, właśnie miałam do Ciebie dzwonić,powiedz mi ile jesteśmy już przyjaciółkami?-pyta nie dając dojść mi do słowa.
-No około pięciu lat.-odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Pięć lat, możesz mi zdradzić kiedy zamierzałaś mi powiedzieć,że chodzisz z Bartoszem Kurkiem najlepszym siatkarzem ever- spoglądam na Bartka i jego roześmianą twarz, widzę jak powstrzymuje śmiech i wiem że długo nie wytrzyma. No to się zabawimy z Monią.
-Kochana przepraszam. Jesteśmy razem od roku. Bartuś jest dla mnie całym światem. Nie mogłam Ci powiedzieć, chcieliśmy zachować choć szczyptę prywatności. Kocham go nad życie i właśnie chcemy wybrać się na rajskie wakacje i w tej sprawie dzwonię. Mogłabyś zając się Luckym przez jakiś czas?-będę się w piekle smażyć.
-O matko nie wierzę, moja przyjaciółka z Kurkiem. Luckym się zajmę. Kiedy go przywieziesz-pyta. Spoglądam na Bartka, który coś ewidentnie knuje i zaczyna się kabaret.
-Skarbie gdzie są moje ulubione bokserki -krzyczy Bartek tak żeby Monika również go usłyszała. Muszę odstawić telefon od ucha i powstrzymywać śmiech, który nie daje mi prawie oddychać. Przystawiam z powrotem telefon do ucha.
-Kochanie w drugiej szufladzie w naszej sypialni- krzyczę podkreślając słowo naszej.
-On jest teraz z Tobą-piszczy do telefonu Monia-musisz mi wszystko opowiedzieć.
-Jasne kochana. Psa przywiozę Ci za jakieś czterdzieści minut,pa - rozłączam się i wybucham śmiechem.
-Kochanie gdzie moje bokserki- powtarza Bartuś i wybuchamy śmiechem po raz kolejny. Nie możemy się opanować przez kilkanaście minut.
-Bartek ja będę się w piekle smażyć.-stwierdzam kiedy pakuję ostatnią rzecz do walizki i zamykam ją.
-Spokojnie, ja z Tobą-i ten jego słodki uśmieszek.

Przed północą docieramy pod blok Moni, na szczęście Bartosz nie pił wina przy kolacji i mógł swobodnie prowadzić. Zabieram psa oraz jego karmę i zmierzam w kierunku klatki schodowej, przy której widzę Monikę.
-Matko ja Ci tego nie wybaczę. Mieć takiego mężczyznę u boku i się nie pochwalić-piszczy, gdy mnie tylko zauważa.
-Kochana przepraszam. Niestety nie mogłam Ci powiedzieć. Chcemy normalnie żyć, wiesz Bartuś nie lubi zdradzać szczegółów swojej prywatności.- dlaczego ja się marnuje w tej firmie, przecież ja powinnam być aktorką, wszystkie role moje.
-Jak wrócicie musisz mi wszystko opowiedzieć, czy on Cię przywiózł-pyta spoglądając za moje plecy.
-Tak, ale musimy już jechać bo jesteśmy zmęczeni. Jutro jedziemy na mecz i jeszcze potem te wakacje. Ach plaża, morze, zachody słońca i te romantyczne kolacje przy świecach.-wymieniam rozmarzona-On jest taki cudowny i idealny.- poszłam na całego.
-Dobra leć, ja nie mogę słuchać o szczęściu innych. Mam w obecnej chwili tylko psa i to w dodatku Twojego psa. Udanych wakacji.
-Dzięki Kochana- żegnam się z nią całusem w policzek i zmykam do samochodu siatkarza. Nie mam pojęcia jak ja to wszystko odkręcę, ale czego bym nie zrobiła to i tak Monika będzie nadal zszokowana,w końcu nie każdy ma przyjaciela takiego jak ja.

.................................................................................................................................................................................................................................................................
Chyba przyjaźń przetrwa ...
Czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam :*