Nawet nie wiesz jak ja za Tobą tęskniłem.
30 wrzesień 2014
Dokładnie dziewięć dni temu Polska zdobyła Mistrzostwo Świata w Piłce Siatkowej. Jestem bardzo szczęśliwa,że mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu. Bartosz namówił mnie na wyjazd na mecz do Spodka, dziś nie żałuje. Było warto uronić te kilkanaście łez żeby zobaczyć radość tylu tysięcy ludzi, a przede wszystkim zobaczyć radość chłopaków, a w tym Kurka. Był bardzo szczęśliwy, był z przyjaciółmi z kadry, poza boiskiem, ale to nie miało wtedy znaczenia.
Teraz jest tu ze mną,na warszawskim lotnisku i czeka na samolot do Włoch. Żadne z nas nie chce nic powiedzieć, każda rozłąka boli, a ta boli szczególnie mocno.
-Powinieneś już iść.-mówię ze łzami w oczach spoglądając na siatkarza, który patrzy w kierunku odprawy.
-Wiem, ale nie potrafię. Obiecaj,że nasz kontakt się nie urwie.
-Obiecuję. Będziemy dzwonić do siebie. Koniecznie zadzwoń jak wylądujemy. Pokaż im,że jesteś najlepszy, pokaż że brak powołania to był błąd. Będę trzymać kciuki.-przytulam mocno Bartka, który robi dokładnie to samo.
-Będę pisał, dzwonił jak najczęściej.Masz nie płakać, zobaczymy się za niecałe trzy miesiące.-ostatni raz przytulamy się mocno i rozchodzimy się w dwie różne strony.
Kiedy mam pewność,że Kurek już mnie nie widzi, kończę udawać pewną siebie i silną, a z moich oczu płyną łzy. Łzy tęsknoty i smutku.
Następny dzień:
Budzę się z uśmiechem na ustach, wiem że Bartosz bez problemu dotarł do Włoch i już dziś zaczyna pierwsze treningi. Ubieram się w czarne spodnie, białą bluzkę i elegancką czarną marynarkę. Na nogi wsuwam wysokie czarne szpilki i wychodzę do mojego samochodu. Przemierzam dobrze znaną mi trasę i już po kilku minutach parkuję pod dobrze mi znaną halą. Biorę głęboki wdech i wysiadam z pojazdu, od razu kieruję się do gabinetu prezesa.
Pukam cicho w drzwi i wychodzę do środka.
-Witam pani Kornelio. Dobrze,że już pani jest, ponieważ chłopcy mają teraz trening i mogę Panią od razu przedstawić. Zapraszam za mną,-mówi uprzednio przepuszczając mnie w drzwiach.- Niech się Pani nie przejmuje to normalni ludzie.
-Mam nadzieję,że tak- uśmiecham się nie śmiało na samą wieść o tym,że Michała i Mariusza już znam
Kiedy wchodzimy na salę prezes prosi o chwilę ciszy i uwagi. Cała grupa posłusznie wykonuje polecenie i zbiera się w rzędzie.
-Poznajecie Kornelię, będzie ona nową Panią manager do spraw marketingu. Przyjmijcie ją ciepło, z tego co Wiem to dwóch z Was już poznało Kornelię, więc prosiłbym aby oprowadzić Kornelię po hali i po biurze.Ja zostawiam Was samych, niech Pani do mnie później zajrzy.-mówi odchodząc, na zgodę kiwam twierdząco głową.
-Hej. Co ty tu robisz?-podchodzi do mnie Mariusz- Bartek nic nie mówił,że będziesz pracować w Skrze. -uśmiecham się
-Bartek nic nie wiedział o moich planach, jak zwolniłam się z pracy powiedziałam,że nie mam nic jeszcze na oku, powiem mu pewnie dziś albo jutro, więc będzie zdziwiony,
-No właśnie jak mu minęła podróż samolotem?-pyta uśmiechając się znacząco.
-Powiem Ci,że nawet nie panikował tak bardzo, oczywiście było kilkanaście analiz a co jeśli braknie paliwa, jeśli samolot przełamie się na pół i tym podobne. Sam wiesz jak to jest z Kurkiem i samolotami.
-Oj kochana Wiem i to zbyt dobrze. Każdy wylot to była mordęga.-wybuchamy śmiechem.-Chodź zapoznam Cię z chłopakami i trenerem, a potem oprowadzę Cię po całej hali i biurach.
Po piętnastej wracam do domu. Byłam na treningu u chłopaków potem poszłam do prezesa, a jeszcze później ogarniałam swoje nowe biuro. Cały dzień był dość wyczerpujący pomimo faktu,że jeszcze nie zaczęłam pracy na dobre. Od jutra zasiadam za biurkiem i zaczynam swoją pracę. Na początku będzie mi pomagać osoba z klubu, a później muszę sobie radzić sama. Mam nadzieję,że podołam wszystkim wymaganiom i powierzonym mi celom. Siadam na sofie i wybieram numer Bartosza.
-Cześć, możesz rozmawiać?-pytam na wstępie.
-Hej -mówi radośnie - mogę właśnie wracam z treningu, opowiadaj co u Ciebie?
-Za wiele się nie zmieniło od wczoraj, poza tym,że mam nową pracę.
-To świetnie, a gdzie.-pyta
-No i tu właśnie będzie dla Ciebie szok. Pracuje jako manager do spraw marketingu w Skrze Bełchatów.-słyszę długą ciszę po drugiej stronie, już mam coś powiedzieć, kiedy słyszę głos Kurka.
-To świetnie. Gratuluję. Na pewno będzie Ci się tam dobrze pracowało-mówi radośnie, chyba cieszy się moim szczęściem.
-Mam nadzieję, byłam dziś pierwszy raz i wszyscy przyjęli mnie pozytywnie i pytali jak minął Ci wczorajszy lot-mówię i wybucham śmiechem.
-O matko, czy oni nie mogli zapytać o coś wartościowego-mówi i wybucha śmiechem
-Koniec o mnie, opowiadaj co u Ciebie jak treningi- rozmawiam z Bartkiem około godziny. Na szczęście u niego wszystko w porządku, treningi na razie nie są bardzo ciężkie i będzie miał sporo czasu wolnego, stwierdził,że poświęci ten czas na dokształcanie języka włoskiego bo jak sam mówi nie idzie mu najlepiej.
22 grudnia 2014
Przez ostatnie trzy miesiące bardzo zżyłam się z zawodnikami i sztabem Skry. Czuje się z nimi jak z rodziną, mogę do nich przyjść z każdym problemem. W końcu praca jest dla mnie przyjemnością, a nie dręczącym mnie obowiązkiem. Od 20 grudnia mam wolne, ponieważ właśnie wtedy odbył się ostatni mecz przed świętami i prezes stwierdził,że nie widzi sensu przychodzić do pracy skoro i tak nie ma nic do roboty. Niestety to się tyczyło tylko pracowników biura, zawodnicy i taki mieli treningi. Dziś o osiemnastej mamy się spotkać w jednej z bełchatowskich restauracji aby wspólnie podzielić się opłatkiem. Powiem szczerze,że bardzo lubię takie uroczystości, scalają one pracowników, a w tym przypadku cały zespół Skry.
Przemierzam kolejne sklepy w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki na spotkanie, kiedy słyszę dźwięk mojego telefonu.
-Cześć, już jutro przylatuje-mówi radośnie głos po drugiej stronie.
-Wiem, pamiętam i nie mogę się doczekać. W sumie to odkąd wyjechałeś nie mogę się doczekać Twojego powrotu.- radość jaka gości we mnie od kilku dni jest nie do opisania. W końcu zobaczę się z Bartkiem.
-Ale nam się romantycznie zrobiło-nie muszę go widzieć,żeby wiedzieć,że teraz głupio się uśmiecha.
-Bartuś, a chcesz jutro iść na nogach z tego lotniska?-pytam retorycznie-sądzę,że wolałbyś żebym przyjechała, więc nie denerwuj mnie.
Gadamy przez około godzinę, podczas rozmowy Bartek przydał się do czegoś ponieważ doradził mi jaką kupić sukienkę. Około godziny 14 wracam do mieszkania obładowana siatami,ponieważ jak na kobietę przystało do nowej sukienki należy dokupić buty, torebkę, biżuterię.
Około 17:30 jestem gotowa do wyjścia. Czarna rozkloszowana sukienka idealnie pasuje do lekko podkręconych włosów. Piętnaście minut później wysiadam z taksówki i kieruje się do restauracji.
Wewnątrz panuje przytulna atmosfera,a z sali już dobiegają mnie śmiechy przybyłych już zawodników.
Na początku składamy sobie życzenia, a później przystępujemy do jedzenia potraw wigilijnych, które smakują wybornie. Po kolacji śpiewamy razem kolędy, przy czym jest dużo śmiechu, ponieważ nikt z nas nie ma zbyt dużego talentu wokalnego.
Około dwudziestej drugiej wracam do domu zmęczona, ale szczęśliwa. To była moja pierwsza wigilia firmowa, podczas której czułam się jak w domu, kiedy jeszcze obchodziłam ten dzień.
Odkąd rodzice zginęli moja Wigilia nie wygląda tak jak wcześniej. Nie ma przygotowań, nie ma pieczenia ciast czy też gotowania wszystkiego od rana. Nie obchodzę Wigilii, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie mam z kim jej obchodzić. W ogóle święta u mnie w domu są mało świąteczne. Ubieram tylko choinkę, a reszta to jest dzień jak co dzień. Przez tyle lat przyzwyczaiłam się do nowej rzeczywistości.
Biorę szybką kąpiel i kładę się do łóżka, ponieważ jutro czeka mnie bardzo ciężki dzień.
Budzę się o ósmej rano, za oknem sypie gęsty śnieg i pogoda wydaje się być wprost fatalna na podróż samochodem, niestety nie mam innego wyjścia jak wstać z łóżka ogarnąć się i jechać ponad półtorej godziny na lotnisko po przyjaciela.
Przed dwunastą jestem na lotnisku w Warszawie, na którym aż roi się od ludzi przyjeżdżających do domu na święta. Co rusz spoglądam na tablicę przylotów, czy aby przypadkiem samolot z siatkarzem na pokładzie już nie wylądował.Takową informację zauważam dopiero po dwunastej. Serce wali mi z radości jak oszalałe.Chodzę w tą i z powrotem szczerząc się do wszystkich jak głupia. Mijają minuty,aż w końcu drzwi zaczynają się otwierać. Ludzie wychodzą i wychodzą, aż w końcu pojawia się mój kochany wielkolud. Na początku nie zauważa mnie i nerwowo rozgląda się na boki, w końcu nie wytrzymuję i biegnę w jego kierunku. Chwilę później tonę w jego ramionach i tracę grunt pod nogami, kiedy ten idiota unosi mnie nad ziemią.
-Jejciu tak strasznie za Tobą tęskniłam-piszczę radośnie, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy, Kurek przytula mnie jeszcze bardziej.
-Nawet nie wiesz jak ja za Tobą tęskniłem. Dobrze mieć Cię znów przy sobie.-odrywamy się od siebie dopiero po kilku minutach. Uśmiecham się szeroko kiedy Bartosz obejmuje mnie ramieniem i razem wychodzimy na zewnątrz.
-Tęskniłem nie tylko za Tobą czy rodziną, tęskniłem za zimną. Taką mroźną.-spoglądam na niego jak na idiotę-no co uwielbiam zimę,a we Włoszech takiej nie ma. -śmieję się krótko i wsiadam do samochodu na miejsce pasażera.Siatkarz odpala nasz środek transportu i ruszamy w stronę Bełchatowa.
-Dziś wieczorem wyjeżdżamy do moich rodziców.-odwracam wzrok od krajobrazu za oknem i spoglądam na Bartosza.
-MY?- pytam
-No my,a kto. Przecież nie będziesz siedzieć sama w święta.
-Bartek ja jestem przyzwyczajona do samotności w święta,a poza tym nie będę sprawiać Twoim rodzicom problemów. To ma być rodzinny czas, więc spędź go z rodziną.
-Kornelia ty jesteś moją rodziną. Poza tym moi rodzice już wiedzą i bardzo się cieszą. Nie wyobrażam sobie spędzać tych świąt z dala od Ciebie.-zaczyna mi brakować argumentów.
-Nie powinnam.
-Powinnaś i jedziesz ze mną, a Lucky z nami.-uśmiecham się delikatnie pod nosem.
Resztę podróży spędzamy na rozmowie na temat gry Bartka we Włoszech i mojej nowej pracy. W końcu po długiej podróży docieramy do Bełchatowa.
-Bartek wiem,że jesteś zmęczony, ale możesz podjechać do galerii bo muszę kupić jakieś prezenty Twoim rodzicom i bratu.
-Spokojnie też dla nich nic nie mam. Pojedziemy na spokojnie jutro do galerii.
-Ok - odpowiadam krótko.- jedziemy do mnie czy do Ciebie?-pytam
-No jak myślisz. Do Ciebie spakujesz się i i pojedziemy na jakiś obiad, potem do mnie,ja się spakuje,a później do Wałbrzycha.
Zaraz po wyjściu z samochodu, przytulam się do Bartka i całuje go w policzek.
-Dziękuje-mówię cicho.
-Za co?
-Za święta -mówię i szeroko się uśmiecham.
-Nie masz za co.
...............................................................................................................
Cześć, oddaje w wasze ręce nowy rozdział. Czekam z niecierpliwością na wasze komentarze na temat tego rozdziału.
Na życzenia świąteczne przyjdzie czas w piątek albo w sobotę rano ponieważ właśnie wtedy pojawi się nowy rozdział.
Pozdrawiam
Świetny rozdział. Już się nie mogę doczekać świąt w domu Kurków. Między Bartkiem, a Kornelią zaczyna rodzić się coś więcej. Z tej przyjaźni jeszcze coś będzie, jestem tego pewna. Z niecierpliwością czekam na nexta! Pozdrawiam i życzę weny! :)
OdpowiedzUsuńNo spisałaś się! Rewelacyjny rozdział :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że Kuraś taki miły i gościnny :D :)
Czekam z niecierpliwością do piątku lub soboty :* A tymczasem życzę dużo weny i pozdrawiam.
Cudeńko. *_*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za krótki komentarz. :(
Czekam na następny.
Buziak. ;*
Melduję się!
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę bardzo fajny ^^
Bartek jaki milusi :D Kurczę, ja jestem pewna, że z tej przyjaźni narodzi się coś więcej. I to zdecydowanie. To tylko kwestia czasu i... dobrej woli naszych bohaterów :) Jestem ciekawa, jak to potoczy się dalej. No i jak będą wyglądały święta w wydaniu Kurków :D
Czekam, buziaki :**