niedziela, 27 listopada 2016

3


Ten ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga bliżej siebie.

- Bardzo przepraszam, zagapiłam się-mówię pośpiesznie i chcę odejść nie zwracając większej uwagi na osobę, na którą wpadłam. Niestety nie udaje mi się to, ponieważ ten ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga bliżej siebie. Spoglądam w górę i widzę uśmiechniętą twarz Bartka. Momentalnie w moich oczach pojawiają się łzy.
-Bartuś- szepczę cicho i momentalnie czuje jak mocne ramiona mojego przyjaciela przyciągają mnie do jego klatki piersiowej. Nie sądziłam,że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy.
-Myślałem,że już nigdy się nie spotkamy, co ty tu robisz?-pyta kiedy w końcu wypuszcza mnie ze swoich objęć, na moich i jego ustach gości ogromny uśmiech.
-W zasadzie to mieszkam tu. Jak mnie poznałeś po tylu latach?- pytam zszokowana.
-Prawie w ogóle się nie zmieniłaś, a poza tym byłem w tej kawiarni i siedziałem stolik dalej, a ty mnie nawet nie zauważyłaś, tak samo jak wychodziłem. Szczerze długo nie byłem pewny czy to ty, ale w pewnym momencie Twoja koleżanka powiedziała do Ciebie Korni, miałem wtedy pewności,że to ty. To ja Cię tak nazwałem.Mam Ci tyle do powiedzenia-mówi podekscytowany-wiesz,że bardzo wtedy chciałem zostać, ale rozumiesz jaka była sytuacja. Tata dostał tam pracę, nie miałem wyjścia.- widzę smutek w jego oczach, teraz wiem,że on się w ogóle nie zmienił.
-Nie wiem jak mogłam Cię nie zauważyć w tym lokalu. Bartek ja wiem,że nie chciałeś jechać.Tęskniłam za Tobą.-mówię pewnie.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo.Kiedy masz czas, musimy się spotkać.
-W zasadzie to mam tydzień wolnego i nie mam żadnych planów.-mówię uśmiechając się.
-No to świetnie, zapraszam do mnie na herbatę.-proponuje, a ja przystaje na jego propozycje. Do mieszkania Kurka docieramy w pół godziny spacerkiem. W tym czasie zdążyliśmy powspominać stare dobre czasy,kiedy byliśmy dziećmi i w naszym życiu nie było żadnych zmartwień, ani problemów.
Dotarliśmy pod blok i zauważyłam,że sklep na osiedlu jest jeszcze otwarty, powiedziałam Bartkowi,żeby zaczekał na mnie pod klatką, a sama pomknęłam i kupiłam dwie butelki wina. Wróciłam do Kurka, który patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Również mam Ci wiele do opowiedzenia.Bardzo wiele.- mówię poważnie, a siatkarz przepuszcza mnie w drzwiach. Kiedy wchodzę do mieszkania Bartka zastaję w nim ład i porządek.
-Nie mówiłeś,że masz dziewczynę, przecież gdybym wiedziała to nie pchałabym ci się do mieszkania o dwudziestej drugiej.-piszczę jak mała dziewczynka.
-Ale ja nie mam dziewczyny.-patrzę na niego uważnie spod przymrużonych powiek, a on wybucha śmiechem- moja kuzynka mieszkała u mnie przez tydzień, dziś wyjechała, więc został jeszcze porządek.To się zmieni bardzo szybko.Rozbieraj się i wchodź.Ja idę po kieliszki, rozgość się- krzyczy z kuchni.
-Ok -odpowiadam przyglądając się jego zdjęciom, które znajdują się w salonie. Ma naprawdę bardzo dużo zdjęć, z kolegami, z rodziną i jak się domyślam z bratem. Bartek wszedł do salonu wraz z kieliszkami i otwartym winem.
-Szczerze to chyba nie zdaje sobie do końca sprawy z tego,że właśnie rozmawiam z najlepszym siatkarzem w Polsce.-mówię szczerze parząc na medale i nagrody.
-Wcale,że nie. Nie jestem najlepszym siatkarzem w Polsce, ja po prostu odbijam piłkę i cieszę się z tego,że komuś sprawiam tym radość.- mówi dumnie.
-Nadal skromny-stwierdzam z uśmiechem.
-I taki przystojny-wybucham śmiechem po jego słowach i patrzę jak poprawia włosy udając modela, ten sam Bartuś dowcipniś. Choć faktycznie muszę przyznać,że przez te lata wyprzystojniał.

Już mamy siadać na sofie, kiedy orientujemy się,że znajduje się na niej masa ciuchów.
-Miałem to poskładać, nie ważne chodźmy do sypialni bo nie chce mi się tego ogarniać.-wchodzimy do sypialni, która jest urządzona bardzo gustownie,a zarazem przytulnie. Rozsiadam się na łóżku Kurka, a ten w tym czasie szuka czegoś w szafie.
-Trzymaj-rzuca we mnie ubraniami- idź się przebierz,dresy są mojej kuzynki, a bluzkę to sama zobacz,łazienkę masz na przeciwko sypialni. Ja lecę zrobić jeszcze popcorn.-mówi i znika. Spoglądam na koszulkę i widzę biało-czerwone barwy, z tyłu widnieje numer 6 i nazwisko Bartka. Uśmiecham się pod nosem i znikam w łazience, w której zmywam makijaż i przebieram się w ciuchy, które dał mi Bartek.
-Pasuje Ci ta bluzka-oznajmia kiedy wchodzę do sypialni.
-Też tak uważam.-siadam na łóżku po turecku i biorę łyk wina.
-To opowiadaj co się u Ciebie zmieniło i jakim cudem trafiłaś właśnie tu do Bełchatowa.-zaczyna Kurek.
-Wszystko zaczęło się kiedy miałam piętnaście lat. Rodzice pojechali do kina, zostawili mnie samą w domu, lubiłam zostawać sama w domu, uwielbiałam kiedy później wracali i opowiadali mi co robili, często było przy tym dużo śmiechu.-uśmiecham się delikatnie, Bartosz czyni to samo. Przełykam głośno ślinę- Tamtego wieczoru nie wrócili, już nigdy nie wrócili do domu. Zginęli w wypadku samochodowym, a ja trzy lata spędziłam w domu dziecka, pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia, miłości, zrozumienia. - czuję jak pod powiekami zbierają się łzy.Bartosz wydaje się bardzo zaskoczony i zasmucony. Nie czeka ani chwili tylko przytula mnie mocno do siebie.
Wiem,że dla niego to również szok. Bardzo lubił moich rodziców, zresztą oni jego tak samo. Niekiedy miałam wrażenie,że traktują go jak własnego syna. Cieszyłam się z tego, w końcu był moim najlepszym przyjacielem, nadal nim jest.
-Strasznie mi przykro, gdybym wtedy wiedział-mówi ze smutkiem.
-Nic nie dało się zrobić, z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do samotnego życia. W dniu moich osiemnastych urodzin w końcu mogłam opuścić dom dziecka. Poczułam wolność, której cholernie się bałam, a mimo wszystko ryzykowałam dalej. Zawsze miałam szalone pomysły, dlatego wsiadłam do pociągu i wysiadłam na stacji końcowej, tak naprawdę nie miałam pojęcia gdzie jedzie ten pociąg. Jak się okazało jechał do Bełchatowa. Tu skończyłam liceum i studia, a teraz tu pracuję. Tak więc mieszkam w Bełchatowie od siedmiu lat-mówię z lekką zadumą.
-Czekaj, czekaj-widzę,że Bartek teraz bardzo intensywnie myśli- skoro wprowadziłaś się tu siedem lat temu to był 2007 rok, a ja grałem w Skrze od 2008, wiedziałaś?-pyta
-Wiedziałam, zmieniłam mieszkanie. Zawsze kiedy szłam do szkoły przechodziłam koło hali, a wtedy akurat siatkarze chodzili na trening. Kiedy się dowiedziałam,że będziesz tu grać musiałam zniknąć z tamtego rejonu, nie chciałam się z Tobą spotkać bo nie chciałam żebyś pomyślał,że zadaje się z Tobą tylko dlatego,że jesteś znanym siatkarzem.-patrzę niepewnie na siatkarza, a ten spogląda na mnie bacznym okiem.
-Przecież wiesz,że nigdy bym tak nie pomyślał, przecież jesteś moją przyjaciółką, znamy się od piaskownicy. Tak bardzo mi Ciebie brakowało. Mogłaś przyjść na mecz pokazać się.-mówił nadal mnie przytulając.
-Kiedy przeszedłeś do Skry miałam chłopaka, kochał siatkówkę i Skre, byłam prawie na każdym meczu, tylko nie mogłam się skupić na rozgrywkach ciężko było mi z tym że jesteś tak blisko, a zarazem tak daleko. Wtedy kiedy wyjechałeś nie mogłam się z tym pogodzić, znienawidziłam siatkówkę. Choć tak naprawdę gdzieś tam w środku kochałam ją,zaraziłeś mnie tym sportem, ale nienawiść to przysłoniła,często nie miało to znaczenia bo mecze oglądałam i kibicowałam takiemu jednemu, chyba z szóstką grał.-uśmiecham się szeroko.
-Nie wiem jak mogłem Cię nie zauważyć na żadnym meczu-mówi pewnie kręcąc głową.
-Zawsze szybko wychodziłam po ostatnim gwizdku.Teraz wiem,że byłam idiotką- mówię uśmiechając się lekko, Kurek znów przytula mnie swoimi silnymi ramionami.- W ogóle przypakowałeś trochę- spoglądamy na siebie porozumiewawczo i wybuchamy śmiechem.

Budzę się wtulona w ramię Kurka, odwracam nieznacznie głowę i widzę na zegarku ósmą rano, powoli wyswobadzam się z uścisku przyjaciela i kieruję się do łazienki. Biorę szybki prysznic i ubieram sukienkę, którą miałam na sobie wczoraj. Po porannej toalecie kieruje się do kuchni w celu zrobienia śniadania i kawy, niestety nie ma ani tego ani tego, postanawiam szybko pójść sklepu i kupić potrzebne produkty.

Wracam do mieszkania mniej więcej pół godziny później, zaglądam do sypialni, oczywiście Bartek śpi, zawsze był  śpiochem, czyli nic się w tej sprawie nie zmieniło. Zmykam z sypialni i wracam do kuchni, w której zaczynam robić naleśniki, po piętnastu minutach słyszę zaspany głos siatkarza.
-Mógłbym mieć takie poranki codziennie. -podchodzi i wita się ze mną całusem w policzek.
-Zapomnij, nienawidzę gotować. Dziś się wyjątkowo poświęciłam.- stwierdzam przerzucając ostatniego naleśnika na talerz.- Jakie masz plany na dziś?-pytam, kiedy zasiadamy do śniadania.
-Żadne, i przez najbliższy czas nic się nie zmieni w tej kwestii. Tak to jest jak jest się siatkarzem poza kadrą.-na razie nie poruszaliśmy tego tematu, Bartek powiedział,że przy najbliższej okazji wszystko mi opowie-Chyba nie chcesz ode mnie uciec?-och czy on musi robić oczy ze Shreka?
-Nie chcę,ale muszę. Lucky, mój pies, rozumiesz on też potrzebuje iść pobiegać i zjeść chociaż suchą  karmę.
-Serio masz psa?-pyta zafascynowany, na co kiwam głową-też chciałbym mieć psa, tylko wraz z psem musiałbym kupić opiekunkę do niego, uroki bycia siatkarzem. -nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem, kiedy widzę jego załamany wyraz twarzy.

-Bartuś ja będę się zbierać-oznajmiam szukając telefonu.
-Zawiozę Cię-mówi stanowczo
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. - jestem na przegranej pozycji.

Piętnaście minut później jestem już w swoim mieszkaniu, na szczęście Lucky żyje i ma się dobrze. Siadam na kanapie i nie zamierzam nic robić, no może poza wyjściem z psem.
W czasie,kiedy mam już wychodzić z mieszkania,dostaję sms'a

Od: Bartuś:
Jutro jest mecz i gra Polska, może obejrzymy razem?

Do Bartuś :
Ok, to wpadnij do mnie. Obejrzymy u mnie, domyślam się,że wolałbyś uniknąć pytań kibiców dlaczego nie grasz.

Od Bartuś:
Dokładnie tak, mecz jest po 20.

Do Bartuś:
Bądź o 18, wpadnij na kolacje, już drugi raz będę Ci gotować... masakra.

Od Bartuś:
Będę o 18

............................................................................................................................................................................................................................................................................
Cześć,przepraszam za malutkie opóźnienie. Miałam problemy z laptopem przez co rozdział nie pojawił się wczoraj. 
Oczywiście osobą na którą wpadła Kornelia był Bartek, jestem ciekawa waszych opinii czy  ta przyjaźń ma szanse przetrwać? 
Do następnego.
Pozdrawiam :)

sobota, 19 listopada 2016

2


Nawet na swój dziwny sposób ich polubiłam.


Mieszkając niedaleko hali byłam zmuszona przechodzić tamtędy codziennie. Zawsze kiedy szłam rano do szkoły siatkarze szli na trening, po pół roku przyzwyczaiłam się do ich obecności. Ku mojemu zdziwieniu  zaczęłam się do nich uśmiechać co było ogromnym wyczynem. Nawet na swój dziwny sposób ich polubiłam.
Wszystko się zmieniło kiedy dowiedziałam się,że do zespołu ma dołączyć Bartek. Ja skończyłam liceum, a on zaczął grać dla Skry. W tamtym czasie zmieniłam mieszkanie, nie potrafiłabym przechodzić koło hali wiedząc,że Bartosz jest tak blisko, a ja nawet nie mogę się z nim zobaczyć. Zgaduje,że nawet by mnie nie poznał.
Po przeprowadzce do nowego mieszkania poznałam Tomka. Szybko zostaliśmy parą, jaka była jego wada? Kochał siatkówkę i Skrę. Szybko udało mu się zaciągnąć mnie na mecz. Pożałowałam tego i to bardzo.
Mecz był męczarnią, ciężko było mi się skupić, cały czas widziałam Kurka, jak nie w kwadracie to na boisku. Byłam kompletnie nieobecna,a Tomek zauważył to dopiero wtedy kiedy nie cieszyłam się z wygranej Skry w Pucharze Polski, przez ponad pół roku nie zauważył nic. Przez pół roku byłam obecna na prawie każdym meczu, a on zauważył to dopiero na koniec. Szybko zrozumiałam,że związek z Tomkiem to nie jest to co chcę od życia. Rozstaliśmy się po roku chodzenia.
Postanowiłam koniec ze związkami, czas na naukę.

Nastał rok 2013 w końcu skończyłam studia, oczywiście nie dotrzymałam sobie słowa,że daje sobie spokój ze związkami i kilka pomyłek w moim życiu się pojawiło. W maju poznałam Michała, był ideałem i nie lubił siatkówki, szkoda że życie z nim było zaplanowane co do minuty, tak więc dwa miesiące temu, czyli pod koniec czerwca zerwałam z nim i zostałam sama z psem. W pełni pasuje mi ten układ, skupiam się na pracy. To ona jest teraz moim partnerem życiowym.
Nigdy nie poczułam w związku,że to ten jedyny, w każdym coś mi nie pasowało, albo po prostu byłam zbyt wymagająca, może to moja wina. Może gdybym nie była tak wybredna to dziś  na palcu lśniłby jakiś pierścionek.

Po pół godzinnych przemyśleniach,w  końcu dźwigam się z ławki i opuszczam teren pod Halą Energia. Do domu wracam około północy i szybko kładę się spać.

Następny dzień zaczyna się tak jak każdy jeden wstaję, ubieram dresy, bluzę i wychodzę z Luckym na spacer po parku. Wracam wstawiam wodę na kawę, zalewam produkt wrzącą wodą i wkładam kromki do tostera. Po około dwudziestu minutach zjadam śniadanie i dopijam swoją kawę. Siadam w salonie i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Włączam telewizor i przeskakuję po kanałach, jak zwykle w niedzielę nic nie ma. Zrezygnowana wychodzę z salonu i kieruję się do sypialni,gdzie odnajduję mojego laptopa. Odpalam go i przeglądam różne portale społecznościowe, potem robię coś niespodziewanego wpisuję w wyszukiwarkę imię i nazwisko mojego przyjaciela.Wszechobecny hejt aż kipi z sieci, każdy twierdzi,że sodówka uderzyła mu do głowy i dlatego nie gra na mistrzostwach.Może faktycznie się zmienił, może nie jest jednak tak jak wcześniej.  Kiedy ostatni raz się widzieliśmy mieliśmy góra dwanaście lat, każdy się zmienia.Spędzam kilkanaście minut w sieci przeglądając różne strony internetowe i mam mętlik w głowie. Jedni mówią,że uderzyła mu sodówka, inni że nie ma formy, ale na pewno wróci, a jeszcze inni że Antiga popełnił największy błąd bo to gwiazda naszej reprezentacji i on nawet bez formy jest dobry. Szczerze nie wiem w co wierzyć, a w co nie. Nikt nie chce otwarcie skomentować zaistniałej sytuacji.

Późnym popołudniem wybrałam się do tej samej kawiarni sportowej co wczoraj z Moniką. Dziś jednak nogi zaprowadziły mnie tam samą, nie mam pojęcia dlaczego akurat tu. Wchodzę do środka, a tu znowu jakiś mecz, w końcu znalazłam wolny stolik, który był na końcu lokalu, w rogu był jeszcze jeden, lecz był przez kogoś zajęty. Usiadłam sobie cichutko aby nikomu nie przeszkadzać i zaczęłam przeglądać kartę lokalu.
Zamówiłam wódkę z colą oraz szarlotkę, zawsze łącze alkohol ze słodkimi rzeczami.Wypiłam zamówiony napój,a potem posiliłam się ciastem. Nie wiedziałam co z sobą zrobić dlatego też zadzwoniłam do Moni aby wpadła i przyłączyła się do mnie.
-Heej - wpadła i pocałowała mnie w policzek.
-Hej. Zamówić ci coś?-pytam wstając od stolika i kierując się do baru.
-Poproszę to samo co ty, zdaje się na Twój gust. -uśmiechnęłam się szeroko i poszłam złożyć zamówienie.Wróciłam niecałe dwie minuty później, ponieważ nie było kolejki, każdy był zajęty meczem i nikt nie myślał o jedzeniu bądź piciu.
-Korni ja się Ciebie tu naprawdę nie spodziewałam, ty w kawiarence sportowej-powiedziała robiąc dziwną minę.
-Oj nie patrz tak już, samo jakoś tak wyszło, a poza tym nie wiedziałam,że znowu będzie mecz siatkówki. Muszę odreagować ten tydzień, wczoraj powiedziałam naszemu pożal się Boże szefowi,że biorę urlop, którego nie wykorzystałam w wakacje, na razie pięć dni, zobaczę co będzie dalej. Stwierdziłam,że muszę wyluzować i się napić. Mam dość tej pracy, jak słyszę Korni zrób to,zrób tamto, to mnie krew zalewa.
-Ja Ci się wcale nie dziwię, też mam już dość tego buca, po cholerę się tam zatrudniałyśmy? Po co nam to było potrzebne?-pyta przyjaciółka
-Gdyby nie to że za pensję mogę się utrzymać i pozwolić sobie na jakieś małe przyjemności już dawno rzuciłabym tę robotę w cholerę -mówię z rezygnacją.
-Dobra skończmy rozmowę na temat naszej ukochanej pracy, powiedz lepiej dla kogo się tak wystroiłaś?
-Dla nikogo, to tylko zwykła sukienka. - mówię zgodnie z prawdą.-Jeśli chcesz wiedzieć to nie, nie szukam nikogo. Przecież z moim fartem trafię na wiernego kibica Skry. Nigdy w życiu.- mówię poważnie, na co Monika wybucha śmiechem.
-Ach zapomniałam, że Twój facet może być złodziejem, mordercą, debilem i kimkolwiek innym byle nie był fanem siatkówki.
-Dokładanie.- mówię i zaczynam się śmiać jak popaprana.

Gadamy jeszcze z Moniką kilka godzin i po dwudziestej przyjaciółka zbiera się do domu, a ja zostaję jeszcze w kawiarni. Zamawiam czwartą colę z wódką, wiem że mam mocną głowę, dlatego nie obawiam się czy aby przypadkiem nie zaliczę zgona. Po godzinie sączenia drinka postanawiam wrócić do domu. Płacę rachunek w barze i wychodzę przed kawiarnię. Wchodząc na chodnik nie patrzę przed siebie tylko wkładam kurtkę co skutkuje bolesnym zderzeniem z innym przechodniem.
............................................................................................................................................................................................................................................................................
Cześć, oddaje w Wasze ręce kolejny rozdział. Jestem ciekawa Waszych opinii, które
bardzo motywują do dalszego pisania. Dziękuję Wam za tyle ciepłych słów pod pierwszym rozdziałem.
Chciałbym Wam również bardzo podziękować za zaproszenia do Was na blogi. Niestety nie jestem teraz w stanie do Was wpaść, nie obrażajcie się, ale nie jestem na razie w stanie połączyć szkoły, pisania bloga i czytania innych blogów. Na chwilę obecną czytam dwa opowiadania, które czytałam już wcześniej. Dlatego mam do Was prośbę jeśli chcecie żebym do Was wpadła zostawcie adres bloga w Spamie (raz wystarczy), a ja wszystko nadrobię, kiedy znajdę chwilę wolnego.

Jeszcze raz proszę wszystkich, jeśli ktoś tego nie zrobił, o pozostawienie adresu gdzie mam Was informować o nowościach. Oczywiście mam tu na myśli również niekomentujących, jestem w stanie zrozumieć,że ktoś czyta, a nie komentuje, wiec śmiało zachęcam do pozostawienia namiarów w zakładce Informowani.

Stworzyłam również zakładkę Kiedy rozdział, są tam podane daty, kiedy opublikuję kolejne rozdziały.Systematycznie będę uzupełniać te informacje.
Pozdrawiam :)

sobota, 12 listopada 2016

1


Bełchatów, kiedy zobaczyłam ten napis na stacji kolejowej byłam w dużym szoku. Nie spodziewałam się,że wyląduje aż tak daleko. Lecz słowo się rzekło i nie było odwrotu.
Poszłam do najbliższego kiosku i kupiłam miejscową gazetę, w ogłoszeniach znalazłam kilka ciekawych ofert wynajęcia mieszkania. Tego samego wieczoru zamieszkałam w zaniedbanej kawalerce.
Przez siedem lat mieszkania  w Bełchatowie ukończyłam szkołę, studia i cztery razy zmieniłam mieszkanie. Na początku nie było łatwo, ale z czasem wszystko stało się klarowne i przejrzyste.

-Monia, gdzie jest ten klub?-pytam, kiedy docieramy pod wyznaczony adres, a ja nie widzę żadnego klubu.
-To tu i idziemy do kawiarni sportowej,a nie klubu, chodź szybko bo spóźnimy się na mecz, a dziś rozpoczęcie mistrzostw.
-Czego?
-Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej, dziś gramy z Serbią, będzie świetnie.
-Przecież wiesz,że ja nie znoszę siatkówki i wielu innych sportów.- nienawidzę sportu,a siatkówki w szczególności, nawet Monika nie wie dlaczego.
-Nie wiem jako możesz nie lubić siatkówki, przecież mieszkasz w Bełchatowie, Skra Bełchatów to potęga polskiej siatkówki, kobieto w jakim ty świecie żyjesz?- moja przyjaciółka jest zapaloną fanką siatkówki odkąd pamiętam, na szczęście nie zmusza mnie żebym z nią chodziła na mecze i nie rozmawia ze mną na temat sportu, za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
-Żyje w świcie pracy.
Kiedy wchodzimy do kawiarni da się poczuć tą atmosferę meczu.Wszystkie miejsca są zajęte przez kibiców ubranych w biało-czerwone barwy, cholera gdybym wiedziała to ubrałabym coś w tym kolorze, a nie czarne rurki i niebieską koszulę.
Siadamy z Monią w zacisznym miejscu, gdzie znajdują się dwa stoliki i mamy idealny widok na ekran, gdzie wyświetlany jest mecz. Czułam się jak w kinie, tylko ludzie zachowywali się za głośno.
-Powiesz mi kiedyś czemu tak bardzo nie lubisz siatkówki?-pyta nagle
-Kiedyś mój przyjaciel musiał przez nią wyjechać do innego miasta. Jego tata dostał propozycję pracy w tamtejszym klubie.-nie chcę mówić,że ta praca miała być grą, nie chcę jej zdradzać szczegółów. Poza tym Bartek też chciał zaistnieć w siatkarskim świecie. Wcześniej czy później i tak by wyjechał.

Bartek był moim najlepszym przyjacielem od piaskownicy, zawsze wiedział o wszystkim co się u mnie dzieje, zawsze był obok, zawsze stawał w mojej obronie. Zawsze marzył o grze w reprezentacji, wiem że spełnił to marzenie. Wiem,że osiągnął wielki sukces, wiem, ale nie chciałam wracać do przeszłości.
-Nigdy nie miałaś z nim później kontaktu, nikogo nie pytałaś o niego?-pyta Monika, wiem,że gdybym jej powiedział kim jest to nie dałaby mi spokoju.
-Nie, było minęło.
Kiedy Polska wygrywała trzy zero cieszyłam się razem z innymi, choć nie miałam powodu, mojego przyjaciela nie było na boisku.

Wracając do domu postanowiłam iść inną drogą. Skręciłam w prawo i ruszyłam przed siebie. Kilkanaście metrów później byłam pod Halą Energia. To miejsce odwiedzałam tyle razy.  Usiadłam ma ławce i podniosłam wzrok na budynek.Wspomnienia wróciły.

Pamiętam jak pierwszy raz przechodziłam koło tej hali, był to dokładnie 1 czerwca 2007 roku, pierwszy dzień pobytu tutaj. Szłam właśnie obejrzeć kawalerkę, w której miałam później zamieszkać. Przechodząc widziałam grupę zmierzających do hali siatkarzy, oni się uśmiechali, a ja pozostałam neutralna, minęło tyle lat, a ja nadal pamiętałam,że to właśnie siatkówka zabrała mi przyjaciela. Szybko minęłam grupę sportowców i dalej zmierzałam do bloku,w którym później zamieszkałam.
Wieczorem siedziałam przed telewizorem i oglądałam debiut Bartka w reprezentacji. Byłam zła,a jednocześnie szczęśliwa, wiedziałam,że spełnił swoje marzenia.
............................................................................................................................................................................................................................................................................
Hej.
Przybywam dziś z krótkim i niezbyt udanym rozdziałem.
Mimo wszystko liczę na wasze komentarze pod spodem.
Następny standardowo w sobotę.
Na początku rozdziały będą dość krótkie, ale to się zmieni.
Pozdrawiam :)

sobota, 5 listopada 2016

Prolog


30 sierpnia 2014

Szum liści, zapach świeżo skoszonej trawy, dźwięk wody w fontannie i słońce przebijające swe promienie przez korony drzew, tego było mi trzeba. Siadam na ławce i rozkoszuję się urokami ostatnich dni lata.

Jest sobota, a ja większą część dnia spędziłam w biurze. Moje życie stanęło w miejscu, od dwóch lat żyję między biurem,a mieszkaniem.Fakt mam pieniądze, jestem w stanie samodzielnie się utrzymać, mogłabym wyjechać na wakacje do ciepłych krajów, szkoda tylko,że nie mam na to czasu.W zasadzie nie mam czasu na nic. To cud,że Lucky, mój pies jeszcze nie zdechł z głodu.

Mój błogi spokój przerywa dźwięk przychodzącego połączenia, spoglądam na ekran i widzę uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki z pracy.
-Masz jakieś plany na wieczór?-pyta nie dając mi dojść do słowa
-Tak, idę spać, a tak poważnie to nie- ja nigdy nie mam planów, po całym dniu pracy nikomu nie chciałoby się jeszcze czegoś planować.
-To świetnie, dziś o dziewiętnastej idziemy na drinka.Nie próbuj się sprzeciwiać, adres zaraz Ci wyślę.- nawet nie zdążyłam się sprzeciwić, ponieważ Monia zakończyła połączenie.
-Świetnie-szepczę sama do siebie. Biorę do ręki moją czarną torebkę i podnoszę się z ławki, do mieszkania idę pieszo napawając się ciepłym powietrzem i urokami miasta. To teraz mój dom.

Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym dziesięć lat temu. Trzy lata swojego życia spędziłam w domu dziecka, nie chciałam iść do rodziny zastępczej, ja miałam jednych rodziców, nikogo nie potrafiłabym obdarzyć taką miłością jak ich. Do Wałbrzycha jeżdżę tylko na ich grób. Mój rodzinny domu stoi pusty, wciąż czekając na to aż zdecyduję się go sprzedać, ale nie potrafię tego zrobić. Moi rodzice tak ciężko pracowali żeby go wybudować, mam wrażenie,że sprzedając dom straciłabym ostatnią pamiątkę, która mi po nich została.

Te trzy lata w domu dziecka były dla mnie ogromną szkołą życia. Wraz z dniem osiemnastych urodzin opuściłam ośrodek z jedną torbą ubrań.
Pamiętam ten dzień jak dziś, był 1 czerwca. Z nieba lał się żar, słońce nie dawało ani chwili wytchnienia. Z torbą na ramieniu ruszyłam się pożegnać, ruszyłam na cmentarz. Spędziłam tam ponad dwie godziny, nie wiedziałam kiedy przyjadę następnym razem. Podziękowałam rodzicom za to jak mnie wychowali,za to jaka jestem. Rodzice od dnia mojego urodzenia wpłacali pieniądze na konto aby ułatwić mi start w dorosłe życie, przez te piętnaście lat uzbierało się ponad czterdzieści tysięcy. Nie chciałam wydawać tych pieniędzy na jakieś głupoty, wiedziałam,że muszę przemyśleć wydanie choćby złotówki. Z cmentarza ruszyłam na dworzec. Wsiadłam do pociągu byle jakiego. Teraz śmieję się z absurdalności mojego pomysłu, do końca życia nie zapomnę mojej rozmowy z konduktorem.

-Dzień dobry chciałabym kupić bilet z Wałbrzycha na staję końcową, proszę mi nie mówić gdzie jedzie pociąg. Chcę mieć niespodziankę.-młody konduktor patrzy na mnie i wybucha śmiechem.
-Jeszcze z taką podróżniczką to ja się nie spotkałem. Na pewno nie chce Pani poznać punktu docelowego?-pyta z uśmiechem.
-Na pewno-odpowiadam pewnie. Płacę za bilet i chowam go głęboko w torbie.
Siadam na wolnym miejscu,a w uszy wkładam słuchawki, zasypiam. Później czuję delikatne szturchnięcie w ramię, otwieram powoli oczy.
-Jesteśmy na miejscu- słyszę spokojny głos konduktora, który sprzedał mi bilet. Spoglądam na zegarek i widzę,że podróż trwała cztery godziny. Wysiadam z pociągu i widzę nazwę...

............................................................................................................................................................................................................................................................................
Witajcie, po raz drugi.Przychodzę do Was z krótkim prologiem. Jestem bardzo ciekawa co o nim sądzicie i jak myślicie, gdzie mogła znaleźć się nasza bohaterka.
Dziękuję Wam za te miłe komentarze i Waszą obecność pod poprzednim postem. Mam nadzieję,że Was nie zawiodę.
Proszę Was o pozostawienie informacji w zakładce Informowani, jeśli chcecie być na bieżąco.
Do następnego( 12.11.2016)
Pozdrawiam
Ps. Proszę Was o szczere opinię, krytyka mile widziana.