Gorący romans gwiazdy siatkówki z tajemniczą nieznajomą
Następnego dnia budzę się około godziny siódmej rano. Wstaję i idę biegać do parku oczywiście z Luckym. Wychodzę z domu i spotykam się z dziwnymi spojrzeniami moich sąsiadek, staram się to zignorować i idę dalej.
W parku przebywam około pół godziny i wracam do domu, po drodze wstępuje do osiedlowego sklepu, z półek biorę kilka produktów na śniadanie i zmierzam do kasy. Pani ekspedientka, którą bardzo dobrze znam też dziwnie mi się przygląda.
-Czy ja jestem brudna?-pytam-każdy, kto mnie zna patrzy na mnie jak na kosmitkę.
-Nie, nie, ale niech pani lepiej kupi gazetę codzienną.-mówi spokojnie podając mi czasopismo. W ogóle nie rozumiem o co chodzi. Spoglądam na Panią Kasię dziwnym wzrokiem, ta rozumiejąc o co mi chodzi pokazuje palcem jeden z artykułów w gazecie.
-O kurwa-klnę na głos i dopiero potem orientuje się,że nie jestem sama- przepraszam-mówię cicho ze skruchą.
-Niech się pani nie przejmuje, powinna się pani cieszyć. Wyglądacie na bardzo szczęśliwych.-mówi spoglądając na zdjęcie moje i Bartka, jak mnie przytula.
-Tylko, że my nie jesteśmy razem-oznajmiam szybko płacąc za zakupy. Zbieram wszystko do reklamówki i wychodzę na zewnątrz. Musze pooddychać świeżym powietrzem. Jestem wściekła, napisali,że jestem kolejną z jego zdobyczy. Z tego co wiem to Bartek nie afiszował się ze swoimi dziewczynami, więc skąd taki tekst? Skąd w ogóle pomysł,że jestem jego dziewczyną, przecież on mnie tylko przytulił, rozumiem jakbyśmy się całowali.
Jakby tego wszystkiego było mało nagłówek był następujący: Gorący romans gwiazdy siatkówki z tajemniczą nieznajomą. Ręce mi opadają jak czytam takie brednie wyssane z palca. Komuś się naprawdę nudziło,że wymyślił taką historię.
Zdenerwowana i zrezygnowana zmierzam do mieszkania, tuż przed wejściem zaczepia mnie sąsiadka, która ma na oko sześćdziesiąt lat.
-Piękna z Was para, a ten Pani Bartuś to taki ładny i zdolny chłopaczek.- powstrzymuje się,żeby nie wybuchnąć śmiechem. Ten mój Bartuś, starsze Panie powinny się zając wnukami albo tym jakie buty ubiorą do kościoła, a nie cudzym życiem.
-Nie jesteśmy parą, przepraszam ale śpieszę się. Do widzenia- szybko unikam dalszych pytań i wchodzę do mieszkania.
W mieszkaniu opadam na sofę i próbuje się uspokoić. Mam nadzieję,że ten artykuł nie urazi Bartka, w końcu nie postawili go w zbyt dobrym świetle, wręcz pokazali go jako najgorszego, a on przecież taki nie jest. Spoglądam na moje mieszkanie i stwierdzam,że jeśli mam mieć dziś gościa to muszę tu ogarnąć. Mieszkanie wygląda strasznie.
Około czternastej moje mieszkanie lśni, pies grzecznie śpi na kanapie, a ja wyglądam jakby mnie czołg przejechał. Postanawiam powierzchownie ogarnąć swój wygląd i pojechać na zakupy.
Godzinę później jestem już z powrotem w mieszkaniu, w kuchni nadal panuje harmider, ponieważ moje zakupy leżą w każdej jej części. Nie zważając na bałagan zaczynam przygotowywać ciasto, postawiłam na ciasto z jagodami, czyli szybko i pysznie.Wcale nie idę na łatwiznę, ale to jedyne ciasto jakie mi wychodzi. Potem przygotowuje danie główne, czyli smażony ryż z kurczakiem i warzywami, wszystko wstawiam do piekarnika i idę się szykować.
Wskakuje szybko pod prysznic, potem robię delikatny makijaż, następnie staje przed przed moją wyrocznią, zwaną również szafą. Niby to tylko zwykłe spotkanie z przyjacielem, ale wyglądać jakoś muszę.
Po długich przemyśleniach decyduję się na czarne rurki i czerwoną koszulę w kratę. nie ma sensu się stroić, jak twierdzą media nasz gorący romans trwa już od dłuższego czasu, więc Bartek na pewno widział każdy mój strój. Śmieję się sama do siebie z absurdalności tej sytuacji,stroję się dla swojego przyjaciela, który rzekomo jest moim kochankiem.
Tuż przed osiemnastą słyszę dzwonek do drzwi, otwieram i pojawia się w nich nie kto inny jak ponad dwumetrowy Bartuś.
-Cześć-mówię i witam się z nim całusem w policzek.-Wchodź bo zaraz zlecą się moje sąsiadki i będą miały kolejne plotki do opowiadania.
-Rozumiem,że już czytałaś ten artykuł?-pyta zdejmując kurtkę.
-Tak,jesteś bardzo zły, gdybyś mnie nie spotkał nie wypisywaliby takich głupot.-spoglądam na niego niepewnie.
-To ty gadasz głupoty, nie warto się tym przejmować. Nie wiem czy wiesz czy nie, ale ja nigdy nie komentuje swojego życia prywatnego, więc mi to nie przeszkadza, chyba że Ci to bardzo przeszkadza to mogę to skomentować żeby się odczepili od Ciebie.
-Co ty daj spokój. Jest mi tylko przykro,że postawili Cię w takim świetle, jesteś taki wspaniałym zawodnikiem powinni mieć trochę szacunku. Każdy na niego zasługuje, a oni zmieszali cię z błotem.
-Daj spokój, teraz każdy tekst o mnie się sprzeda. Jak to mówią wielki nieobecny mistrzostw.-mówi niby z uśmiechem, a jednak z grymasem. Musi mu być cholernie ciężko. Podchodzę do niego i przytulam go mocno, co Kurek odwzajemnia.
-Pogadamy o tym później jeśli chcesz. Jeszcze będą żałować takiej, a nie innej decyzji.-mówię uśmiechając się delikatnie.- Tam masz salon i się rozgość, o a to Lucky.-mówię kiedy mój pies wbiega do przedpokoju i zaczyna skakać koło Bartka.
-Jaki super. Już go uwielbiam -mówi biorąc go na ręce.
-Dziwne, bardzo dziwne. Lucky zawsze szczeka na nieznajomych. Jejku Ciebie nawet psy uwielbiają, zdradź jak to robisz.-proszę i wybuchamy śmiechem.
-Wrodzony urok.- znowu wybucham śmiechem i kieruję się do kuchni. Rozkładam talerze i sztućce, a na koniec rozlewam do kieliszków wino, które przyniósł Kurek.
-Kolacja gotowa, chodź- wołam Bartka, który zaraz pojawia się w kuchni, oczywiście przy jego nodze wiernie idzie Lucky.- Zdrajca -mówię patrząc na psa.
Podczas kolacji Bartek powiedział mi że panicznie boi się latać, byłam w szoku przecież jego życie to częste wyjazdy za granicę, co oznacza częste podróże samolotem.
-Zawsze bałem się latać. Podczas każdego lotu chłopaki mieli ze mnie ubaw, oczywiście nikt inny nie panikował tylko ja. Najgorsze były loty długie. Pamiętam jak lecieliśmy na Puchar Świata do Japonii. Już tydzień przed wylotem modliłem się żeby to wszystko odwołali- nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.Kurek spogląda na mnie wzrokiem zabójcy.
-No przepraszam, ale nie mogę inaczej.-patrzę na niego przepraszającym wzrokiem i nadal chichram się pod nosem.
Około dziewiętnastej skończyliśmy jeść kolację i usiedliśmy na sofie w salonie.
-Dobrze gotujesz, było pyszne.
-Nie podlizuj się, nienawidzę gotować. Przeważnie wychodzę z pracy i jem coś na mieście, więc nie muszę się martwić obiadem. O której jest mecz?-pytam
-Jakoś po dwudziestej, a co?-pyta
-Muszę wyjść z psem. Wyjdę dosłownie na dziesięć minut.
-Pójdę z Tobą, przecież Lucky mnie uwielbia-mówi i pokazuje mi język. Wybucham śmiechem.
Chwile później jesteśmy już w drodze do parku, kilka osób spojrzało się w naszym kierunku, na szczęście nikt nie podszedł. Boje się,że za kilka dni znów opiszą Barka w jakimś szmatławcu, naprawdę nie chciałbym tego tylko i wyłącznie przez wzgląd na niego. Swoje obawy pozostawiam dla siebie.
-Bartuś powiesz mi dlaczego dziś jesteś tu, a nie rozgrzewasz się z chłopakami i nie przygotowujesz do meczu?-pytam przystając.
-Jasne, może usiądźmy-mówi wskazując na ławkę. Siadamy blisko siebie, a Lucky biega koło nas- Przeczuwałem,że nie jest dobrze. Moja forma była w porządku, ale nie była mistrzowska. Niby było ok, ale czegoś mi brakowało. Każdy trening był mordęgą, ciągle coś nie grało. Zazwyczaj były to jakieś szczegóły. Wracałem po treningu i analizowałem każdy błąd na następnym to poprawiałem, ale potem pojawiał się kolejny i tak w kółko. Byłem wściekły na siebie na trenera, utrzymywałem znikomy kontakt z chłopakami, nikt nie był temu winny poza mną. Tylko wtedy tego nie zauważałem i tak się to toczyło. Pewnego dnia trener poprosił żeby przyszedł do niego po treningu, pokłóciliśmy się. Powiedział mi,że jeśli nie wezmę się w garść to mogę zapomnieć o mistrzostwach. Starałem się jeszcze bardziej, a nadal nie wychodziło- na jego twarzy widniał ogromny smutek i rozczarowanie. Nadal ta sprawa go bolała. W końcu był wielkim sportowcem- Dwa tygodnie później zostałem wezwany ponownie. Czułem co mi trener powiem, ale do końca wierzyłem,że będzie dobrze. Jak się domyślasz oznajmił mi,że Mistrzostwa Świata obejrzę poza boiskiem. Stało się to może dwa tygodnie temu, chyba nawet mniej.Ale nadal nie mogę się z tym pogodzić, może to była moja jedyna szansa na zdobycie Mistrzostwa Świata, może kolejnej już nie będzie- spogląda na mnie zrozpaczony. Przytulam go, wiem że tego potrzebuje.
-Zobaczysz zdobędziesz jeszcze mistrzostwo i zapewne nie jeden medal, więc nie przejmuj się tym. Wrócisz silniejszy, kibice nigdy o Tobie nie zapomną. Jesteś zbyt dobrym siatkarzem żeby ktokolwiek o Tobie zapomniał,grasz w świetnym klubie. Bartek jesteś idolem i wzorem dla tych wszystkich dzieciaków, które chcą grać w siatkówkę. Nie przejmuj się, pamiętaj,że zawsze możesz na mnie liczyć.- po raz kolejny ląduje w jego ramionach.
-Dziękuję. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy Twoje wsparcie.-uśmiecham się pod nosem słysząc jego słowa.- Chodź robi się zimno, a poza tym za chwilę mecz.-oznajmia patrząc na zegarek.
-Nie będzie Ci przykro oglądając ten mecz?-pytam
-Pewnie będzie, ale nie mogę go przegapić. Tam są moi przyjaciele. Będę się cieszył razem z nimi. -mówi pewnie. Pokazał po raz kolejny jak ważna dla niego jest przyjaźń, to cudowne,że wspiera chłopaków, pomimo że go tam nie ma.
Po meczu cieszyliśmy się razem z Bartkiem z tak zadowalającego wyniku. Nasi siatkarze nie zostawili na Australii suchej nitki.
-Wiesz muszę chyba odezwać się do chłopaków. Od wyjazdu ze Spały nie rozmawiałem z nimi. Tylko się pożegnałem i wyjechałem.- uśmiecham się do niego pewnie.
-Zrób tak jeśli uważasz,że jesteś na to gotowy.-oznajmiam
Po chwili widzę jak Kurek wybiera numer i czeka aż ktoś odbierze.
-Hej.Bartek z tej strony. Dzwonię bo chciałem Wam pogratulować. Zrobiliście świetną robotę- Bartek nie jest pewny i taki radosny, ma bardzo głośny telefon, więc doskonale słyszę co mówi do niego Dzik.
-Stary gdybyś był poszłoby szybciej. Pamiętaj, każdy z nas uważa,że powinieneś tu być. A poza tym to sam zobacz. Chłopaki Siurak dzwoni- wybucham śmiechem a Bartosz uderza się dłonią w czoło. Potem słychać już tylko krzyki każdego z chłopaków po kolei. Widzę jak mimowolny uśmiech wkrada się na usta Kurka. Koledzy z kadry też o nim nie zapomnieli i nie zapomną. Rozmowa przebiega im głownie na śmiechu.
-Słuchajcie możecie mi załatwić dwa bilety na mecz z Wenezuelą bo z chęcią bym wpadł z osobą towarzyszącą.- spogląda na mnie w wymowny sposób. Opadam bezsilnie na kanapę i kręcę bezradnie głową.
-Kuraś dla Ciebie wszystko. Załatwimy ci miejsce w hotelu i bilety. Weź przyjedź jutro, serio brakuje Cię tutaj.
-Dzięki jesteście najlepsi. Będę przed południem.Trzymajcie się. Do jutra.
Spoglądam na Bartka, a ten szczerzy się jak idiota, ale wiem,że jest szczęśliwy. Potrzebował takiej rozmowy z chłopakami, potrzebował ich wsparcia,oni chyba też. Słychać było radość w ich słowach. Sama zaczęłam się uśmiechać, cieszyłam się jego szczęściem.
-Pakuj się, jutro wyjeżdżamy z samego rana. Najlepiej będzie jeśli będziesz dziś spała u mnie, nie będę musiał rano jechać do Ciebie.-oznajmia tonem nie uznającym sprzeciwu.
-Ok, słuchaj a co ja zrobię z Luckym?-pytam
-Wspominałaś mi o jakiejś przyjaciółce Monice, może się zgodzi.- strzał w dziesiątkę. Wiem,że jest po dwudziestej drugiej, ale Monia chodzi późno spać, wiec szybko wybieram jej numer.Odbiera po jednym sygnale.
-No kochana, właśnie miałam do Ciebie dzwonić,powiedz mi ile jesteśmy już przyjaciółkami?-pyta nie dając dojść mi do słowa.
-No około pięciu lat.-odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Pięć lat, możesz mi zdradzić kiedy zamierzałaś mi powiedzieć,że chodzisz z Bartoszem Kurkiem najlepszym siatkarzem ever- spoglądam na Bartka i jego roześmianą twarz, widzę jak powstrzymuje śmiech i wiem że długo nie wytrzyma. No to się zabawimy z Monią.
-Kochana przepraszam. Jesteśmy razem od roku. Bartuś jest dla mnie całym światem. Nie mogłam Ci powiedzieć, chcieliśmy zachować choć szczyptę prywatności. Kocham go nad życie i właśnie chcemy wybrać się na rajskie wakacje i w tej sprawie dzwonię. Mogłabyś zając się Luckym przez jakiś czas?-będę się w piekle smażyć.
-O matko nie wierzę, moja przyjaciółka z Kurkiem. Luckym się zajmę. Kiedy go przywieziesz-pyta. Spoglądam na Bartka, który coś ewidentnie knuje i zaczyna się kabaret.
-Skarbie gdzie są moje ulubione bokserki -krzyczy Bartek tak żeby Monika również go usłyszała. Muszę odstawić telefon od ucha i powstrzymywać śmiech, który nie daje mi prawie oddychać. Przystawiam z powrotem telefon do ucha.
-Kochanie w drugiej szufladzie w naszej sypialni- krzyczę podkreślając słowo naszej.
-On jest teraz z Tobą-piszczy do telefonu Monia-musisz mi wszystko opowiedzieć.
-Jasne kochana. Psa przywiozę Ci za jakieś czterdzieści minut,pa - rozłączam się i wybucham śmiechem.
-Kochanie gdzie moje bokserki- powtarza Bartuś i wybuchamy śmiechem po raz kolejny. Nie możemy się opanować przez kilkanaście minut.
-Bartek ja będę się w piekle smażyć.-stwierdzam kiedy pakuję ostatnią rzecz do walizki i zamykam ją.
-Spokojnie, ja z Tobą-i ten jego słodki uśmieszek.
Przed północą docieramy pod blok Moni, na szczęście Bartosz nie pił wina przy kolacji i mógł swobodnie prowadzić. Zabieram psa oraz jego karmę i zmierzam w kierunku klatki schodowej, przy której widzę Monikę.
-Matko ja Ci tego nie wybaczę. Mieć takiego mężczyznę u boku i się nie pochwalić-piszczy, gdy mnie tylko zauważa.
-Kochana przepraszam. Niestety nie mogłam Ci powiedzieć. Chcemy normalnie żyć, wiesz Bartuś nie lubi zdradzać szczegółów swojej prywatności.- dlaczego ja się marnuje w tej firmie, przecież ja powinnam być aktorką, wszystkie role moje.
-Jak wrócicie musisz mi wszystko opowiedzieć, czy on Cię przywiózł-pyta spoglądając za moje plecy.
-Tak, ale musimy już jechać bo jesteśmy zmęczeni. Jutro jedziemy na mecz i jeszcze potem te wakacje. Ach plaża, morze, zachody słońca i te romantyczne kolacje przy świecach.-wymieniam rozmarzona-On jest taki cudowny i idealny.- poszłam na całego.
-Dobra leć, ja nie mogę słuchać o szczęściu innych. Mam w obecnej chwili tylko psa i to w dodatku Twojego psa. Udanych wakacji.
-Dzięki Kochana- żegnam się z nią całusem w policzek i zmykam do samochodu siatkarza. Nie mam pojęcia jak ja to wszystko odkręcę, ale czego bym nie zrobiła to i tak Monika będzie nadal zszokowana,w końcu nie każdy ma przyjaciela takiego jak ja.
.................................................................................................................................................................................................................................................................
Chyba przyjaźń przetrwa ...
Czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam :*